run-log

run-log.com

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Biegowe podsumowanie roku – rok 2013 w liczbach

Koniec grudnia to czas robienia podsumowań i tworzenia postanowień na przyszły rok. Przejrzałam swoje statystyki biegowe i stwierdziłam, że rok 2013 pod względem biegowym wyglądał całkiem dobrze ;) Żałuję tylko, że nie prowadziłam zapisów biegowych od początku roku – dziennik treningowy na stronie run-log prowadzę dopiero od 26 marca, a Endomondo używam od czerwca i nie zawsze go włączałam. Niemniej mój rok 2013 wyglądał następująco:

czwartek, 19 grudnia 2013

Let it snow!



źródło


Po zeszłorocznej zimie mam traumę. Zdawała się nie mieć końca i zaczęłam już nawet wierzyć w początek kolejnej epoki lodowcowej. Zdjęcie w rodzinnym albumie, kiedy to stoję po kolana w śniegu z koszyczkiem wielkanocnym, robi furorę. Co zaś się tyczy biegania, to też nie był to najlepszy czas na podwyższanie sobie poprzeczki – nie jestem zwolennikiem jazdy figurowej w swoim wykonaniu ani obijania sobie tyłka o podłoże.   

poniedziałek, 16 grudnia 2013

4 produkty, po które warto sięgnąć

Suszona żurawina

źródło


Osobiście dodaję ją do musli (jedzona oddzielnie jakoś mi nie smakuje). Zawiera dużo witaminy C i witamin z grupy B. Ta pierwsza pomoże nam się ustrzec przed przeziębieniem i zredukować bolesność mięśni po treningach, zaś te drugie (głównie witamina B1, B2 i B3), mają wpływ na metabolizm węglowodanów – zamieniają je w energię, co jest kluczowe u osób uprawiających sport. 

czwartek, 12 grudnia 2013

Zimowe motywatory

Wiem, że się powtórzę, ale muszę powiedzieć to jeszcze raz: nie lubię zimna. Ba -nie znoszę!  I będę to mówić do momentu, kiedy na termometrze nie pokaże się magiczne 25°C, a w kalendarzu nie będzie widniał napis MAJ. Generalnie podczas jesienno-zimowego sezonu nasza wyobraźnia jest w stanie podsunąć nam ogromną ilość wymówek, by zrezygnować z treningów, no bo przecież za oknem wiatr/śnieg/deszcz/mróz. Jednak są powody, dla których mimo wszystko przezwyciężam chęć pozostania w kocowym namiocie, podnoszę swój tyłek i zakładam buty biegowe.

czwartek, 5 grudnia 2013

Patent na rozwiązujące się sznurówki


  
           Od jakiegoś czasu borykam się z problemem notorycznie rozwiązujących się sznurówek i nieraz już narzekałam na to na blogu. Sytuacja ta pierwszy raz zdarzyła mi się podczas Dychy Drzymały i od tamtego czasu (niestety) była nieodłącznym elementem moich treningów, co doprowadzało mnie do białej gorączki. Rekord padł podczas ostatniego piątkowego biegu, kiedy to musiałam 6(!) razy przystanąć, by je zawiązać. 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

WINGS FOR LIFE WORLD RUN


           O tym biegu słyszałam już jakiś czas temu i zwrócił moją szczególną uwagę. Stwierdziłam, że warto napisać o nim osobny post, bo chciałabym Was wszystkich szczerze zachęcić do udziału w nim. A czasu do zastanowienia jest jeszcze trochę, bo bieg odbywa się dopiero 4 maja przyszłego roku.

czwartek, 28 listopada 2013

"Być fit" w wersji jesienno-zimowej




Pogoda jaka jest – każdy widzi.  W telewizji aż roi się od reklam preparatów na przeziębienie i grypę.  W kiosku ze świecą szukać magazynu, w którym nie byłoby mowy o jesiennej depresji. Okres jesienno-zimowy bynajmniej nie należy do ulubionych przez mieszkańców naszego globu. Temat aktywności jakoś jest (celowo?) omijany. Bieganie po mieście w taką pogodę?! Zgroza.
Specjalistów od marketingu nawiedziła wizja zimowego armagedonu i głównie wokół tego tematu skupiają się spoty reklamowe. Nastąpiła cisza ze strony producentów żelów antycellulitowych i herbatek na odchudzanie. Nie zauważyłam też, żeby opakowania zawierające musli były hurtowo wykupowane.  Jakbyśmy pozwalali sobie na bycie „fit” tylko kilka miesięcy w roku (a konkretnie – w okresie wakacyjnym); jakby tylko wtedy było przyzwolenie na szczupłe i wysportowane ciało. Jesienią i zimą równie dobrze możemy wyglądać jak zombie, zanurzyć się w kokonie z ciepłego kocyka, by latem ponownie obudzić się z zimowego snu i prowadzić „zdrowy styl życia”. 

niedziela, 24 listopada 2013

Alfabet biegacza - T jak...

Tętno spoczynkowe - to, jak sama nazwa wskazuje, częstość skurczów serca mierzona podczas spoczynku. U przeciętnego Kowalskiego wartość ta wynosi ok. 70 uderzeń na minutę. Natomiast u osób, które trenują sporty wytrzymałościowe (jakim jest oczywiście bieganie, ale też np. jazda na rowerze, czy pływanie), wartość ta jest niższa (tzw. bradykardia). Sama także zmierzyłam swoje tętno spoczynkowe - jakież było moje zdziwienie, gdy obliczyłam, że wynosi ono 48!  Spowodowane jest to zmianami w budowie serca - głównie powiększeniem grubości lewej komory. Dzięki temu nasze serce zaopatruje nasz organizm w krew wykonując mniejszą pracę.  Niższe tętno spoczynkowe można u siebie zaobserwować już po 8-10 tygodniach treningu.  Wyczytałam, że najniższa dotychczas opisana wartość wynosiła... 21 skurczów na minutę!

czwartek, 21 listopada 2013

Muzyka podczas biegania


            Jedni nie wyobrażają sobie pokonywania kilometrów bez jej towarzystwa, tłumacząc, że czas upływa wtedy szybciej, a sam trening odczuwany jest jako lżejszy.  Przeciwnicy zaś argumentują, że muzyka działa na nich zbyt rozpraszająco - odwraca ich uwagę od treningu, utrudnia wsłuchiwanie się w swój organizm  i nie pozwala skupić się na własnych myślach. Rzecz gustu.
                Osobiście raczej zaliczam się do tej drugiej grupy. Bieganie to taka chwila dla mnie, w trakcie której mogę spokojnie poukładać myśli, ułożyć w głowie plan dnia czy wpaść na jakiś pomysł.  Gdy warunki na to pozwalają, lubię biegać po leśnych ścieżkach – wtedy tym bardziej nie wyobrażam sobie słuchać muzyki. Lubię się wtedy upajać wieloma zmysłami tym, co dała nam Matka Natura – zmysłem słuchu także.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Glikogen - nasze wewnętrzne paliwo

źródło
         W jednym z poprzednich postów wspominałam o węglowodanach (a dokładnie - TUTAJ). Pisałam, że są one naszym głównym źródłem energii. Jednak pozostaje pytanie - w jak sposób węglowodany mają wpływ na nasz trening? Czy nasz organizm jest w stanie je zmagazynować i w odpowiednim momencie wykorzystać? Odpowiedź brzmi: tak. I takim magazynem węglowodanów jest właśnie glikogen. 

czwartek, 14 listopada 2013

Subiektywna ocena sprzętu biegowego

Wchodząc do sklepu sportowego mamy do czynienia z ogromnym wyborem produktów. Ciężko jest się zdecydować na coś konkretnego, a jeszcze ciężej znaleźć coś dobrej jakości i najlepiej w dobrej cenie. Poniżej przedstawiam Wam ocenę mojego sprzętu treningowego - mam nadzieję, że pomoże Wam to w decyzji, na jakie elementy produktu najlepiej zwrócić uwagę przed ich kupnem.

Kurtka sportowa - 4F


poniedziałek, 11 listopada 2013

3. Luboński Bieg Niepodległości

Kiedy?  11 listopada 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas: 56:36
                
            To mój ostatni bieg oficjalny w tym roku - raczej nie zanosi się na kolejne. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, że pod koniec roku byłam w stanie podjąć jeszcze większy wysiłek niż dotychczas, dzięki czemu udało mi się poprawić swój wynik na 10 km.
                 Ogromną zaletą organizacyjną Lubońskiego Biegu Niepodległości było to, że pakiety startowe można było spokojnie odebrać dzień przed biegiem.



czwartek, 7 listopada 2013

Odżywianie biegacza - relacja ze spotkania z dietetykiem


           Temat odżywiania raczej nie jest mi zupełnie obcy - miałam okazję brać udział w kilku szkoleniach z dietetyki, a jako przyszły trener personalny (jestem właśnie w trakcie kursu trenerskiego) nie mogę lekceważyć tego tematu. Dlatego też podczas spotkania z panią dietetyk poruszane były kwestie, o których miałam już jakieś pojęcie i nawet mam zamiar wspomnieć kiedyś o nich na blogu (dlatego nie będę tu o nich pisać, bo będą to raczej dłuższe posty). Kilka informacji było także sprzecznych z wiedzą, którą posiadam - nie wiem z czego to wynika, bo dietetykiem nie jestem i nigdy nie będę. Być może związane jest to z tym, że nauka ciągle się rozwija i tematy, które do tej pory były oczywiste, już takie nie są, co rodzi wiele sprzeczności. Tutaj przekażę Wam kilka ciekawych wiadomości, które udało mi się zanotować podczas spotkania. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Trening z Endomondo


           Lubimy sobie stawiać wyzwania, prawda? Poczucie "bycia lepszym" w jakiejś dziedzinie zawsze motywuje do dalszej pracy - nawet jeżeli oznacza to bycie lepszym od poprzedniej wersji samego siebie. Może dlatego popularność Endomondo rośnie. Według danych Runner's World jeszcze w 2010 roku z tej aplikacji korzystało 17 tysięcy Polaków. Dziś używa jej 1,5 miliona. 

czwartek, 31 października 2013

Korzyści płynące z biegania

1. Spadek masy ciała – zrzucenie paru kilogramów jest bardzo często głównym powodem, dla którego wiele osób zaczyna biegać.  Bieganie ma wpływ nie tylko na spalanie kalorii podczas jego wykonywania (godzina biegu to ok. 700 spalonych kcal),  jednakże dzieje się to także po zakończonym treningu. Tempo metabolizmu spoczynkowego może być szybsze nawet przez ok. kilka godzin po ćwiczeniach! Oznacza to, że organizm biegacza jest w stanie spalić od 50 do kilkuset kcal więcej niż zazwyczaj.

2. Poprawa samopoczucia – tempo dzisiejszego życia jest szybkie, martwimy się o rodzinę, pracę i spłacenie kredytów. Wybiegając na ścieżkę biegową możemy choć na chwilę odciąć się od tego wszystkiego, pobyć sam na sam ze swoimi myślami, a także zwolnić w codziennej krzątaninie. Zapewne niejeden z Was słyszał, że podczas aktywności fizycznej wytwarzane są endorfiny, czyli tzw. hormony szczęścia. Mają one na nas wręcz zbawienny wpływ – mają działanie przeciwbólowe, relaksujące oraz zmniejszają poczucie niepokoju. Bieganie pozwala  nam więc rozładować stres i nagromadzoną frustrację.  

3. Wzrost poczucia własnej wartości – wiąże się to ściśle z punktem 1 i 2. Spadek wagi oraz ładniejszy wygląd, pozwalają nam spojrzeć bardziej łaskawym okiem na swoje ciało. Także stopniowa poprawa wyników pozwala w nas obudzić poczucie, że jesteśmy w stanie przezwyciężyć własne słabości.

4. Wyjątkowe wspomnienia – uczucie towarzyszące pierwszemu biegowi bez marszu, przekroczenie mety podczas oficjalnego biegu, wręczenie medalu – to nie są momenty, które łatwo zapomnieć. Osobiście nigdy nie zapomnę widoku poznańskiej Malty zimą i wschodów słońca w Hiszpanii podczas moich treningów.  

5. Aspekty zdrowotne – pomijając niwelowanie problemu nadwagi, bieganie ma również wpływ na inne czynniki: 
  •  zapobiega osteoporozie (dzięki aktywności fizycznej zwiększa się stopień mineralizacji kości)
  •  obniża ciśnienia krwi (średnio o ok. 5,5 mmHg skurczowe i o ok. 3,2mm Hg rozkurczowe) 
  •  obniża  poziom LDL (tzw. "złego cholesterolu”) a podnosi HDL (tzw. "dobrego cholesterolu")
  • wzmacnia układ odpornościowy
  • zmniejsza ryzyko wystąpienia raka piersi 

6. Niska cena – dla wielu z nas aspekt kluczowy. I tutaj bieganie także wychodzi na plus – jedyne w co trzeba zainwestować (przynajmniej na początku)  to dobre buty.  Nie potrzebujemy także wynajmować specjalnego miejsca na trening – po prostu wychodzimy na dwór. 

Dodalibyście coś jeszcze od siebie do tej listy?









poniedziałek, 28 października 2013

Przegonić pecha



Mieliście kiedyś taki typowo pechowy dzień? Zaspaliście rano do pracy, uciekł Wam autobus, zapomnieliście ważnych dokumentów, zgubiliście telefon…  Dzień, który wygląda jak żywcem wyjęty z „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego. Kalejdoskop absurdalnych i pechowych sytuacji, w które trudno uwierzyć, a które dzieją się naprawdę.  I niekoniecznie musi się to dziać w  piątek trzynastego…
Ostatnio przeżywam serię takich dni. Plagę wręcz. Pechowe sytuacje przyciągam jak magnes i mam wtedy ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Jestem chodzącym dowodem na to, że prawo Murphy’ego naprawdę istnieje.
Miniona sobota także nie należała do najszczęśliwszych. Jednak moja cierpliwość do przyjmowania „na klatę” pechowych sytuacji tego dnia w pewnym momencie się skończyła. Miałam dość. Założyłam moje buty biegowe i pognałam przed siebie. I wierzcie mi lub nie – ale nigdy wcześniej nie miałam tylu elementów sprinterskich, co podczas tego biegu. Im szybciej biegłam tym bardziej wierzyłam w to, że dalej zostawiam za sobą to, czego chcę się pozbyć. Bieg, który był trochę jak niemy krzyk, poprzez który mogłam wyrazić to co czuję. Złość. Bezsilność. Wściekłość. Bunt. Gniew. Słyszałam tylko swój oddech i odgłos własnych kroków. Walczyłam z niewidzialnym przeciwnikiem – z pechową aurą i jej negatywnymi skutkami. Biegnąc, czułam już, że to ja wygrałam. Prawo Murphy’ego nawet nie miało szans mnie w tamtym  momencie dogonić i pokazać kolejny dowód na swoje istnienie.
Przebiegłam 14 km. Po nagromadzonych we mnie negatywnych emocjach nie było śladu. Cisza. W zamian wypełniło mnie uczucie całkowitego spokoju. To, z czym walczyłam, zgubiłam gdzieś na trasie i nie miałam zamiaru po to wracać.
Bieganie działa jak pigułka na stres. Jest jak melisa, tylko dodatkowo trzeba przebierać nogami. Pozwala bardziej odreagować kiepski dzień niż rzucanie talerzami, czy zatapianie się w trunku z procentami. Daje szansę na odnalezienie w sobie ogromnych pokładów energii – bo przecież człowiek kiedy chce, to potrafi biegać szybko. Zaś człowiek wkurzony mknie niczym błyskawica.  A prawo Murphy’ego? Postaram się, żeby musiało znaleźć sobie inną ofiarę – bo mnie będzie musiało najpierw dogonić. 



A jak jest u Was? Macie jakieś swoje sposoby na pechowe dni? Oby było ich najmniej, czego Wam i sobie życzę :)



czwartek, 24 października 2013

Kobiety i mężczyźni - co naprawdę nas różni? (cz.1)

           Jeszcze kilkadziesiąt lat temu uczestnictwo w zawodach było wyłącznie domeną mężczyzn.  Najdłuższy dystans dozwolony dla kobiet wynosił… 800 m! Uważano, że dłuższe trasy są zbyt niebezpieczne dla kobiet,  uczestnictwo w nich grozi zmaskulinizowaniem oraz bezpłodnością. Niedorzeczne? Wtedy niekoniecznie.
            Człowiekiem, od którego rozpoczęły się zmiany, był Ernst van Aaken, który był przekonany, że kobiece ciało jest w stanie pokonać dłuższy dystans. W 1967 zorganizował on maraton, w którym potajemnie startowały dwie kobiety. Jedna z nich zajęła trzecie miejsce.  W tym samym roku w historii zapisała się także Kathrine Switzer, która postanowiła obalić mit o słabości kobiet i jako pierwsza kobieta (i jedyna) wystartowała oficjalnie w bostońskim maratonie. Zdjęcia, na których została uwieczniona sytuacja, kiedy próbowano zerwać z niej numer startowy, obiegły świat. 

 
źródło zdjęć: http://www.labolsadelcorredor.com

poniedziałek, 21 października 2013

Jak zacząć biegać?

          Na to pytanie odpowiedź jest tylko jedna: powoli! Najczęstszym błędem początkujących biegaczy jest ustawienie sobie zbyt wysoko poprzeczki - często stawiają sobie za cel codzienne treningi, najlepiej w szybkim tempie i z dużym kilometrażem. Po pierwsze – istnieje ryzyko, że dana aktywność szybko się znudzi (mało kto byłby zadowolony z narzuconego treningu rodem z wojska). Po drugie -  ciało nie jest przystosowane do tego rodzaju obciążeń, dlatego rośnie ryzyko kontuzji, a pojawiające się myśli „To jednak nie dla mnie...” zniechęcają do dalszego biegania.
            Pamiętaj, że lata spędzone przed telewizorem i praca biurowa nie pozostają bez śladu na naszym ciele. Musisz dać sobie szansę (i swojemu organizmowi) na przystosowanie się do nowego typu aktywności. Dla ciała taki trening jest pewnego rodzaju szokiem. Po pierwszych dniach przygody z bieganiem możesz odczuwać bolesność nóg  (co popularnie, choć błędnie, nazywane jest zakwasami), jednak niedługo zobaczysz, że z treningu na trening Twój organizm będzie łatwiej „dochodził do siebie”.

czwartek, 17 października 2013

XIII Bieg Maltański i jego słodko-gorzki smak



Kiedy? 12 października 2013
Długość trasy:  5,3 km
Osiągnięty czas: 31:22

            To miał być bieg na 10, 6 km i na taki się nastawiałam.  Rzeczywistość okazała się inna i na własnej skórze odczułam, że czasami trzeba umieć odpuścić.
            Bieg miał miejsce nad poznańskim Jeziorem Maltańskim. Do wyboru było albo jedno jego okrążenie (5,3 km) lub dwa (10,6 km).  Biegacze byli w o tyle komfortowej sytuacji, że mogli dopiero w trakcie biegu zdecydować na jaki dystans biegną.   



Uczestnikiem honorowym biegu był Robert Korzeniowski, z którym udało mi się nawet zrobić zdjęcie:


poniedziałek, 14 października 2013

Kupujemy buty biegowe...


Czego potrzebuje osoba chcąca zacząć biegać? Odpowiedź wydaje się oczywista: butów! Warte zastanowienia się jest jednak to, po co nam kolejne buty, jeśli w szafie zapewne każdego z nas znajdą się jakieś adidasy. Przecież to także but sportowy, prawda? A czy widzieliśmy, żeby nasza piłkarska drużyna grała piłką do koszykówki zamiast klasyczną? Przecież jedno i drugie jest piłką...  
        
Podczas biegania nasze buty przejmują obciążenie warte trzykrotności wagi naszego  ciała. Nie należy zatem lekceważyć sprawy ich kupna. Obuwie, w którym chodzimy na fitness lub gramy w tenisa nie nadaje się do biegania - nie zostały do tego stworzone i nie są wyposażone w odpowiednią amortyzację. Zdaję sobie sprawę, że buty biegowe nie należą do najtańszych, jednak to jedyny sprzęt, w który tak naprawdę trzeba zainwestować (przynajmniej na początku) i warto wydać na nie trochę więcej pieniędzy. Jednakże jeżeli dopiero masz w planach rozpoczęcie przygody z bieganiem i nie wiesz, czy w niej wytrwasz, możesz kupić jedne z tańszych butów (np.  buty Ekiden od Kalenji za 59.99 zł) – jeśli okaże się, że bieganie to jednak nie twoja bajka, nie będziesz żałować wydanych pieniędzy.  Wiadomo jednak, że w parze z ceną idzie także jakość produktu.


czwartek, 10 października 2013

III Dycha Drzymały - Rakoniewice


Kiedy?  6 października 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas: 57:18

            O tym biegu czytałam sporo jeszcze na początku mojej przygody z bieganiem – był chwalony za bardzo dobrą organizację, niesamowitych kibiców na trasie i za ogólną niezwykłą atmosferę. Wtedy jeszcze dystans 10 km był dla mnie nieosiągalny, ale wymarzyłam sobie, że za rok Dycha Drzymały będzie moja. I tak się stało.
            Już na miejscu widać było efekty dobrej organizacji –  zarówno szatnie, prysznice, biuro zawodów były bardzo dobrze oznaczone, więc nie trzeba było nikogo pytać o drogę. Wydawanie pakietów startowych także szło sprawnie – w biegu mialo wziąć udział ok. 1500 osób, więc można sobie jedynie wyobrazić, jak trudno jest ogarnąć taki tłum ludzi.  Poza tym wszędzie grała muzyka i było bardzo głośno – widać było, że ten bieg to wielkie wydarzenie dla całego miasteczka.

wtorek, 8 października 2013

O samych początkach...



Nigdy nie lubiłam biegać… W pamięci zawsze miałam lekcje Wf-u i zmuszanie do pokonywania ileśset metrów bez żadnego przygotowania, o rozciąganiu na koniec nawet nie wspominając… Co nie znaczy, że nie próbowałam biegać „na własną rękę” – przed ślubem biegałam jedynie po to, by zrzucić kilka kilogramów, z czego jednak nie czerpałam szczególnej radości i szybko to porzuciłam.

Przełom nastąpił, kiedy na fitnessie, na który wtedy chodziłam zamieniono ćwiczenia wytrzymałościowe na wzmacniające. Jako, że nie jestem wielka fanką pompowania pośladków, postanowiłam dać kolejną szansę bieganiu. Zawarłam jednak cichy pakt sama ze sobą - ma mi to dawać przede wszystkim radość i w momencie, kiedy zacznie mnie to nudzić lub po prostu będę miała tego dosyć, to dam sobie z tym spokój.

Początki pamiętam do dziś – pierwsze pokonywane marszobiegiem kółka w parku, ciężki oddech i duma, że po raz kolejny dałam z siebie wszystko. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że taka forma aktywności naprawdę mi się podoba. Nie powstrzymywały mnie nawet stare adidasy,  pamiętające czasy gimnazjum, po których zawsze po zakończonym biegu miałam zakrwawione nogi (tak mnie obcierały).  Wbrew pozorom to doświadczenie także coś mi dało – doceniłam moment włożenia stóp w buty biegowe (których się w końcu doczekałam), co było dla mnie jak założenie pluszowych kapci.

Im dłużej biegałam i im większe robiłam postępy, tym większą miałam motywację do kolejnych treningów, które teraz są wyjątkowymi wspomnieniami. Pierwszy prawdziwy bieg bez marszu trwający 30 minut… Bieg w deszczu z uśmiechem na twarzy… Widoku poznańskiej Malty w pewien zimowy wieczór podczas mojego pierwszego jej okrążenia (5,3 km) nie zapomnę do końca życia. Pierwsze 10 km, które później było świętowane z koleżankami. Debiuty w zawodach…. Pierwsza „piętnastka”….  I pojawiająca się gdzieś głęboko myśl: „Półmaraton? Może kiedyś…”.  Jakby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że stanie się kiedyś moim biegowym marzeniem, to bym nie uwierzyła. Po tym jak wytrwałam w biegach podczas długiej zimy, stwierdziłam, że mogę wszystko. Po raz kolejny okazało się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Trudno wyrazić to, co dało mi bieganie. Narodziny najlepszych pomysłów miały miejsce właśnie w trakcie biegania. Kilka zgubionych kilogramów na trasie oraz zimę bez przeziębienia również zawdzięczam treningom. Także odpowiedź na jedno z najważniejszych pytań w moim życiu – „Co ja do cholery chcę w życiu robić?!” nagle stała się oczywista.

Jestem chodzącym dowodem na to, że można. Ja, osoba, która  w szkole po biegu na 800 metrów dostawała dwóję.  Bo tak naprawdę każdy z nas może pokonać samego siebie – wystarczy tylko wiara, że się uda, konsekwencja i zamiłowanie do tego co się robi. I bez względu na to, co skłoniło nas, by zacząć biegać, ile mamy lat i kim jesteśmy z zawodu – wystarczy zrobić pierwszy krok i po prostu zacząć biegać.





poniedziałek, 7 października 2013

Bieg dla Kobiet - Wrocław

Kiedy? 29 września 2013 roku
Długość trasy: 5,2 km
Osiągnięty czas: 28:05

Po Biegu Opalińskich obiecałam sobie, że będę się zapisywać tylko na biegi o dystansie 10 km – niejednokrotnie wspominałam już, że „piatki” często bardzo ciężko mi się biega. W przypadku Biegu dla Kobiet postanowiłam zrobić wyjątek.
            Wybrałam ten bieg z dwóch powodów – po pierwsze był to bieg wyjazdowy. Nigdy nie byłam we Wrocławiu (a szkoda, bo okazał się cudownym miastem!), więc była to doskonała okazja do pozwiedzania. Po drugie – zawsze byłam ciekawa organizacji i przebiegu biegu, który jest skierowany tylko dla płci pięknej.
            Trochę zawiodłam się tym, że dla organizatorów fakt, że bieg był przeznaczony tylko dla kobiet oznaczał przeistoczenie miejsca zawodów w wielką różową "landrynkę". Począwszy od koszulki z pakietu startowego, a na tasiemce, na której był zawieszony medal kończąc – wszystko było w wiadomym kolorze. Może się czepiam, ale jak dla mnie różowego było naprawdę za dużo - dla mnie wystarczało, że mam różowe buty ;)


niedziela, 6 października 2013

XXII Bieg Opalińskich


Kiedy?  4 sierpnia 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas: 58:53

Pierwszy oficjalny bieg na 10 km. Mimo, że podczas treningów pokonywałam już ten dystans (nawet raz udało mi się przebiec 15 km), to kołatała mi się myśl, czy aby na pewno dobiegnę. Potem jednak stwierdziłam, że jak nie dobiegnę, to się doczołgam , a się nie poddam ;)
Organizacja biegu szła sprawnie – trasa biegła z Opalenicy do Grodziska Wielkopolskiego, a że odbiór pakietów startowych odbywał się w tej drugiej miejscowości, były zorganizowane autokary, które przewoziły nas do tej pierwszej. Na starcie pojawiły się pewne problemy, gdyż rozpoczęcie biegu nastąpiło ok. pół godziny później niż zaplanowano. W końcu wyruszyliśmy.
            Tego dnia chyba wszystkich zaskoczyła pogoda.  Jeszcze dzień wcześniej lał się żar z nieba – tymczasem podczas biegu kropił deszcz! I wcale mi to nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie! Był to chyba jeden z najlepszych biegów, które biegłam do tej pory, a jeśli chodzi o biegi oficjalne to dałabym mu pierwsze miejsce. Trochę ciężej biegło mi się do 4 kilometra – nie wiem, czy to samospełniające się proroctwo, czy tak po prostu jest, ale zawsze tak mam i dlatego „piątki” biega mi się o wiele ciężej niż „dziesiątki”. Zaś po minięciu tabliczki z napisem „4 kilometry”, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki poczułam się od razu lepiej.
          

Interrun nad Rusałką

Kiedy? 1 maja 2013 roku
Długość trasy: 5 km
Osiągnięty czas: 29:07


Pierwszy bieg przełajowy. Trochę miałam stracha, bo w podstawówce właśnie w „przełajówce” zajęłam ostatnie miejsce – do dziś pamiętam moment samotnego dobiegania do mety. Jednakże teraz po kilkunastu latach byłam bardziej przygotowana do takiego biegu (wtedy wcale) i okazało się, że nie taki diabeł straszny…;)

            Kilka problemów miało miejsce na samym początku. Po pierwsze okazało się, że rozmiary koszulek nie odpowiadają tym, które się zaznaczało przy zapisie. Trafiłam na rozmiar M i wyglądałam trochę jak w sukience ;) Po drugie – po raz pierwszy miałam do czynienia z chipem. Teraz jak sobie o tym przypomnę, to sama się z tego śmieję, jednakże wtedy nie wiedziałam, czy mam go oderwać od numeru startowego i gdzieś przyczepić, czy coś innego z nim zrobić. Obserwowałam bacznie innych ludzi i, jako że nic z tym chipem nie robili, swój numer startowy także zostawiłam w spokoju.

            Przed biegiem miała miejsce wspólna rozgrzewka – mimo, że jej rodzaj nie przypadł mi szczególnie do gustu (wolę jednak swój „styl” rozgrzewania się), to jednak widok tylu ćwiczących osób w identycznych koszulkach robił wrażenie.