Wiem, że się powtórzę, ale
muszę powiedzieć to jeszcze raz: nie lubię zimna. Ba -nie znoszę! I będę to mówić do momentu, kiedy na
termometrze nie pokaże się magiczne 25°C, a w kalendarzu nie będzie widniał
napis MAJ. Generalnie podczas jesienno-zimowego sezonu nasza wyobraźnia jest w
stanie podsunąć nam ogromną ilość wymówek, by zrezygnować z treningów, no bo
przecież za oknem wiatr/śnieg/deszcz/mróz. Jednak są powody, dla których mimo
wszystko przezwyciężam chęć pozostania w kocowym namiocie, podnoszę swój
tyłek i zakładam buty biegowe.
Forma. Chyba
największy motywator. Zmienia się sposób
naszego oddychania, styl biegu, zwiększa się ilość pokonywanych kilometrów… Bardzo
łatwo zauważyć, że nasze ciało jest zdolne do pokonania takiego wysiłku, o
który jakiś czas temu nawet byśmy się nie podejrzewali. Kiedy włącza mi się
syndrom leniwca, myślę o tych wszystkich treningach, które wykonałam do tej
pory, o litrach potu, które przelałam, o tym, na jakim etapie biegowym byłam jeszcze
kilka miesięcy temu, a na jakim jestem teraz (Półmaraton? Jeszcze 2 lata temu
popukałabym się w czoło). Nie warto tego zaprzepaścić tylko dlatego, że na
dworze jest zimno.
Sylwetka. Uwielbiam ten moment, kiedy zakładam zeszłoroczny ciuch i okazuje się, że jest za luźny. Kilogramy idą w dół, a obwód w pasie staje się namacalnym dowodem na to, że mój wysiłek dał całkiem niezłe rezultaty. Zrobiłam eksperyment – przez cały rok prowadziłam pomiary obwodów własnego ciała oraz wagi. Wierzcie mi – matematyka nie kłamie i widać różnicę w liczbach.
źródło |
Mega
odporność. Od momentu kiedy zaczęłam biegać, nie dopadło mnie żadne
przeziębienie, a muszę przyznać, że biegałam w różnych warunkach – w deszczu,
śniegu, w mrozie, podczas silnego wiatru… Nieraz miałam przemoczone buty razem
ze skarpetkami. Jednak mój organizm pod tym względem zachowuje się jak dzielny
rycerz wymachujący mieczykiem i dzielnie broni mnie przed wrogiem (czytaj:
grypą).
Zbliżające
się zawody. Nadchodzący w kwietniu półmaraton jaśnieje dla
mnie niczym światełko w tunelu. Nie mogę pozwolić sobie teraz na biegową
przerwę, bo muszę być w formie. Muszę?! Chcę!
Spojrzenia
innych. Często wywołują mimowolny uśmiech na twarzy osoby
biegającej. Wystarczy wyobrazić sobie
nieprzyjemną wersję pogodową i do tej scenerii dodać jeszcze biegacza -
zdziwione spojrzenia i pukanie się w czoło u obserwatorów gwarantowane. Gdy podczas zeszłej zimy opowiadałam swoim
znajomym, że nie przerwałam swoich biegowych treningów, skwitowane to było: O
rany! /O Boże!/ O matko! I może to zabrzmi dziwnie, ale te spojrzenia i
komentarze mnie tylko motywują, bo utwierdzają mnie w fakcie, że robię coś nie
do końca normalnego ;), na co większość społeczeństwa z własnej woli by się
nigdy nie zdecydowała.
źródło |
Lepsze
samopoczucie. Nie oszukujmy się – w okresie jesienno-zimowym czasami
brakuje nam energii. Tęsknimy za tak uwielbianymi przez nas promieniami słonecznymi.
I bardzo często nie mam ochoty iść biegać, bo po prostu mi się nie chce. Gdy
jednak przebiegnę kawałek czuję się o wiele lepiej. A po bieganiu w ogóle czuję
endorfinowy szał.
źródło |
Słodki
weekend. Kocham czekoladę i nie wyobrażam sobie, jak
można z niej całkowicie zrezygnować. Jednak znam swój
leniwy metabolizm i wiem, że gdybym nie trenowała, bardzo szybko zmieniłabym
się w swoją własna karykaturę, przypominającą ludzika z Michelin. Ale z racji
tego, ze biegi są obecne w moim życiu, w weekend mogę sobie pozwolić na
czekoladowe szaleństwo. Może gdybym z tego zrezygnowała, schudłabym szybciej,
ale cóż… miłość do czekolady jest silniejsza ;)
źródło |
Podejrzewam, ze każdy z nas ma
swoje osobiste motywatory, zachęcające do treningu. Jeżeli chcemy coś osiągnąć – schudnąć,
poprawić swoją wydolność, czy po prostu trwać w swojej biegowej pasji, pomimo
zimowej aury – nie możemy się poddawać. Gdy przetrwamy zimę, będziemy mieli
wrażenie, że teraz możemy wszystko.
Podzielcie się swoimi własnymi
motywatorami! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz