run-log

run-log.com

czwartek, 31 października 2013

Korzyści płynące z biegania

1. Spadek masy ciała – zrzucenie paru kilogramów jest bardzo często głównym powodem, dla którego wiele osób zaczyna biegać.  Bieganie ma wpływ nie tylko na spalanie kalorii podczas jego wykonywania (godzina biegu to ok. 700 spalonych kcal),  jednakże dzieje się to także po zakończonym treningu. Tempo metabolizmu spoczynkowego może być szybsze nawet przez ok. kilka godzin po ćwiczeniach! Oznacza to, że organizm biegacza jest w stanie spalić od 50 do kilkuset kcal więcej niż zazwyczaj.

2. Poprawa samopoczucia – tempo dzisiejszego życia jest szybkie, martwimy się o rodzinę, pracę i spłacenie kredytów. Wybiegając na ścieżkę biegową możemy choć na chwilę odciąć się od tego wszystkiego, pobyć sam na sam ze swoimi myślami, a także zwolnić w codziennej krzątaninie. Zapewne niejeden z Was słyszał, że podczas aktywności fizycznej wytwarzane są endorfiny, czyli tzw. hormony szczęścia. Mają one na nas wręcz zbawienny wpływ – mają działanie przeciwbólowe, relaksujące oraz zmniejszają poczucie niepokoju. Bieganie pozwala  nam więc rozładować stres i nagromadzoną frustrację.  

3. Wzrost poczucia własnej wartości – wiąże się to ściśle z punktem 1 i 2. Spadek wagi oraz ładniejszy wygląd, pozwalają nam spojrzeć bardziej łaskawym okiem na swoje ciało. Także stopniowa poprawa wyników pozwala w nas obudzić poczucie, że jesteśmy w stanie przezwyciężyć własne słabości.

4. Wyjątkowe wspomnienia – uczucie towarzyszące pierwszemu biegowi bez marszu, przekroczenie mety podczas oficjalnego biegu, wręczenie medalu – to nie są momenty, które łatwo zapomnieć. Osobiście nigdy nie zapomnę widoku poznańskiej Malty zimą i wschodów słońca w Hiszpanii podczas moich treningów.  

5. Aspekty zdrowotne – pomijając niwelowanie problemu nadwagi, bieganie ma również wpływ na inne czynniki: 
  •  zapobiega osteoporozie (dzięki aktywności fizycznej zwiększa się stopień mineralizacji kości)
  •  obniża ciśnienia krwi (średnio o ok. 5,5 mmHg skurczowe i o ok. 3,2mm Hg rozkurczowe) 
  •  obniża  poziom LDL (tzw. "złego cholesterolu”) a podnosi HDL (tzw. "dobrego cholesterolu")
  • wzmacnia układ odpornościowy
  • zmniejsza ryzyko wystąpienia raka piersi 

6. Niska cena – dla wielu z nas aspekt kluczowy. I tutaj bieganie także wychodzi na plus – jedyne w co trzeba zainwestować (przynajmniej na początku)  to dobre buty.  Nie potrzebujemy także wynajmować specjalnego miejsca na trening – po prostu wychodzimy na dwór. 

Dodalibyście coś jeszcze od siebie do tej listy?









poniedziałek, 28 października 2013

Przegonić pecha



Mieliście kiedyś taki typowo pechowy dzień? Zaspaliście rano do pracy, uciekł Wam autobus, zapomnieliście ważnych dokumentów, zgubiliście telefon…  Dzień, który wygląda jak żywcem wyjęty z „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego. Kalejdoskop absurdalnych i pechowych sytuacji, w które trudno uwierzyć, a które dzieją się naprawdę.  I niekoniecznie musi się to dziać w  piątek trzynastego…
Ostatnio przeżywam serię takich dni. Plagę wręcz. Pechowe sytuacje przyciągam jak magnes i mam wtedy ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Jestem chodzącym dowodem na to, że prawo Murphy’ego naprawdę istnieje.
Miniona sobota także nie należała do najszczęśliwszych. Jednak moja cierpliwość do przyjmowania „na klatę” pechowych sytuacji tego dnia w pewnym momencie się skończyła. Miałam dość. Założyłam moje buty biegowe i pognałam przed siebie. I wierzcie mi lub nie – ale nigdy wcześniej nie miałam tylu elementów sprinterskich, co podczas tego biegu. Im szybciej biegłam tym bardziej wierzyłam w to, że dalej zostawiam za sobą to, czego chcę się pozbyć. Bieg, który był trochę jak niemy krzyk, poprzez który mogłam wyrazić to co czuję. Złość. Bezsilność. Wściekłość. Bunt. Gniew. Słyszałam tylko swój oddech i odgłos własnych kroków. Walczyłam z niewidzialnym przeciwnikiem – z pechową aurą i jej negatywnymi skutkami. Biegnąc, czułam już, że to ja wygrałam. Prawo Murphy’ego nawet nie miało szans mnie w tamtym  momencie dogonić i pokazać kolejny dowód na swoje istnienie.
Przebiegłam 14 km. Po nagromadzonych we mnie negatywnych emocjach nie było śladu. Cisza. W zamian wypełniło mnie uczucie całkowitego spokoju. To, z czym walczyłam, zgubiłam gdzieś na trasie i nie miałam zamiaru po to wracać.
Bieganie działa jak pigułka na stres. Jest jak melisa, tylko dodatkowo trzeba przebierać nogami. Pozwala bardziej odreagować kiepski dzień niż rzucanie talerzami, czy zatapianie się w trunku z procentami. Daje szansę na odnalezienie w sobie ogromnych pokładów energii – bo przecież człowiek kiedy chce, to potrafi biegać szybko. Zaś człowiek wkurzony mknie niczym błyskawica.  A prawo Murphy’ego? Postaram się, żeby musiało znaleźć sobie inną ofiarę – bo mnie będzie musiało najpierw dogonić. 



A jak jest u Was? Macie jakieś swoje sposoby na pechowe dni? Oby było ich najmniej, czego Wam i sobie życzę :)



czwartek, 24 października 2013

Kobiety i mężczyźni - co naprawdę nas różni? (cz.1)

           Jeszcze kilkadziesiąt lat temu uczestnictwo w zawodach było wyłącznie domeną mężczyzn.  Najdłuższy dystans dozwolony dla kobiet wynosił… 800 m! Uważano, że dłuższe trasy są zbyt niebezpieczne dla kobiet,  uczestnictwo w nich grozi zmaskulinizowaniem oraz bezpłodnością. Niedorzeczne? Wtedy niekoniecznie.
            Człowiekiem, od którego rozpoczęły się zmiany, był Ernst van Aaken, który był przekonany, że kobiece ciało jest w stanie pokonać dłuższy dystans. W 1967 zorganizował on maraton, w którym potajemnie startowały dwie kobiety. Jedna z nich zajęła trzecie miejsce.  W tym samym roku w historii zapisała się także Kathrine Switzer, która postanowiła obalić mit o słabości kobiet i jako pierwsza kobieta (i jedyna) wystartowała oficjalnie w bostońskim maratonie. Zdjęcia, na których została uwieczniona sytuacja, kiedy próbowano zerwać z niej numer startowy, obiegły świat. 

 
źródło zdjęć: http://www.labolsadelcorredor.com

poniedziałek, 21 października 2013

Jak zacząć biegać?

          Na to pytanie odpowiedź jest tylko jedna: powoli! Najczęstszym błędem początkujących biegaczy jest ustawienie sobie zbyt wysoko poprzeczki - często stawiają sobie za cel codzienne treningi, najlepiej w szybkim tempie i z dużym kilometrażem. Po pierwsze – istnieje ryzyko, że dana aktywność szybko się znudzi (mało kto byłby zadowolony z narzuconego treningu rodem z wojska). Po drugie -  ciało nie jest przystosowane do tego rodzaju obciążeń, dlatego rośnie ryzyko kontuzji, a pojawiające się myśli „To jednak nie dla mnie...” zniechęcają do dalszego biegania.
            Pamiętaj, że lata spędzone przed telewizorem i praca biurowa nie pozostają bez śladu na naszym ciele. Musisz dać sobie szansę (i swojemu organizmowi) na przystosowanie się do nowego typu aktywności. Dla ciała taki trening jest pewnego rodzaju szokiem. Po pierwszych dniach przygody z bieganiem możesz odczuwać bolesność nóg  (co popularnie, choć błędnie, nazywane jest zakwasami), jednak niedługo zobaczysz, że z treningu na trening Twój organizm będzie łatwiej „dochodził do siebie”.

czwartek, 17 października 2013

XIII Bieg Maltański i jego słodko-gorzki smak



Kiedy? 12 października 2013
Długość trasy:  5,3 km
Osiągnięty czas: 31:22

            To miał być bieg na 10, 6 km i na taki się nastawiałam.  Rzeczywistość okazała się inna i na własnej skórze odczułam, że czasami trzeba umieć odpuścić.
            Bieg miał miejsce nad poznańskim Jeziorem Maltańskim. Do wyboru było albo jedno jego okrążenie (5,3 km) lub dwa (10,6 km).  Biegacze byli w o tyle komfortowej sytuacji, że mogli dopiero w trakcie biegu zdecydować na jaki dystans biegną.   



Uczestnikiem honorowym biegu był Robert Korzeniowski, z którym udało mi się nawet zrobić zdjęcie:


poniedziałek, 14 października 2013

Kupujemy buty biegowe...


Czego potrzebuje osoba chcąca zacząć biegać? Odpowiedź wydaje się oczywista: butów! Warte zastanowienia się jest jednak to, po co nam kolejne buty, jeśli w szafie zapewne każdego z nas znajdą się jakieś adidasy. Przecież to także but sportowy, prawda? A czy widzieliśmy, żeby nasza piłkarska drużyna grała piłką do koszykówki zamiast klasyczną? Przecież jedno i drugie jest piłką...  
        
Podczas biegania nasze buty przejmują obciążenie warte trzykrotności wagi naszego  ciała. Nie należy zatem lekceważyć sprawy ich kupna. Obuwie, w którym chodzimy na fitness lub gramy w tenisa nie nadaje się do biegania - nie zostały do tego stworzone i nie są wyposażone w odpowiednią amortyzację. Zdaję sobie sprawę, że buty biegowe nie należą do najtańszych, jednak to jedyny sprzęt, w który tak naprawdę trzeba zainwestować (przynajmniej na początku) i warto wydać na nie trochę więcej pieniędzy. Jednakże jeżeli dopiero masz w planach rozpoczęcie przygody z bieganiem i nie wiesz, czy w niej wytrwasz, możesz kupić jedne z tańszych butów (np.  buty Ekiden od Kalenji za 59.99 zł) – jeśli okaże się, że bieganie to jednak nie twoja bajka, nie będziesz żałować wydanych pieniędzy.  Wiadomo jednak, że w parze z ceną idzie także jakość produktu.


czwartek, 10 października 2013

III Dycha Drzymały - Rakoniewice


Kiedy?  6 października 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas: 57:18

            O tym biegu czytałam sporo jeszcze na początku mojej przygody z bieganiem – był chwalony za bardzo dobrą organizację, niesamowitych kibiców na trasie i za ogólną niezwykłą atmosferę. Wtedy jeszcze dystans 10 km był dla mnie nieosiągalny, ale wymarzyłam sobie, że za rok Dycha Drzymały będzie moja. I tak się stało.
            Już na miejscu widać było efekty dobrej organizacji –  zarówno szatnie, prysznice, biuro zawodów były bardzo dobrze oznaczone, więc nie trzeba było nikogo pytać o drogę. Wydawanie pakietów startowych także szło sprawnie – w biegu mialo wziąć udział ok. 1500 osób, więc można sobie jedynie wyobrazić, jak trudno jest ogarnąć taki tłum ludzi.  Poza tym wszędzie grała muzyka i było bardzo głośno – widać było, że ten bieg to wielkie wydarzenie dla całego miasteczka.

wtorek, 8 października 2013

O samych początkach...



Nigdy nie lubiłam biegać… W pamięci zawsze miałam lekcje Wf-u i zmuszanie do pokonywania ileśset metrów bez żadnego przygotowania, o rozciąganiu na koniec nawet nie wspominając… Co nie znaczy, że nie próbowałam biegać „na własną rękę” – przed ślubem biegałam jedynie po to, by zrzucić kilka kilogramów, z czego jednak nie czerpałam szczególnej radości i szybko to porzuciłam.

Przełom nastąpił, kiedy na fitnessie, na który wtedy chodziłam zamieniono ćwiczenia wytrzymałościowe na wzmacniające. Jako, że nie jestem wielka fanką pompowania pośladków, postanowiłam dać kolejną szansę bieganiu. Zawarłam jednak cichy pakt sama ze sobą - ma mi to dawać przede wszystkim radość i w momencie, kiedy zacznie mnie to nudzić lub po prostu będę miała tego dosyć, to dam sobie z tym spokój.

Początki pamiętam do dziś – pierwsze pokonywane marszobiegiem kółka w parku, ciężki oddech i duma, że po raz kolejny dałam z siebie wszystko. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że taka forma aktywności naprawdę mi się podoba. Nie powstrzymywały mnie nawet stare adidasy,  pamiętające czasy gimnazjum, po których zawsze po zakończonym biegu miałam zakrwawione nogi (tak mnie obcierały).  Wbrew pozorom to doświadczenie także coś mi dało – doceniłam moment włożenia stóp w buty biegowe (których się w końcu doczekałam), co było dla mnie jak założenie pluszowych kapci.

Im dłużej biegałam i im większe robiłam postępy, tym większą miałam motywację do kolejnych treningów, które teraz są wyjątkowymi wspomnieniami. Pierwszy prawdziwy bieg bez marszu trwający 30 minut… Bieg w deszczu z uśmiechem na twarzy… Widoku poznańskiej Malty w pewien zimowy wieczór podczas mojego pierwszego jej okrążenia (5,3 km) nie zapomnę do końca życia. Pierwsze 10 km, które później było świętowane z koleżankami. Debiuty w zawodach…. Pierwsza „piętnastka”….  I pojawiająca się gdzieś głęboko myśl: „Półmaraton? Może kiedyś…”.  Jakby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że stanie się kiedyś moim biegowym marzeniem, to bym nie uwierzyła. Po tym jak wytrwałam w biegach podczas długiej zimy, stwierdziłam, że mogę wszystko. Po raz kolejny okazało się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Trudno wyrazić to, co dało mi bieganie. Narodziny najlepszych pomysłów miały miejsce właśnie w trakcie biegania. Kilka zgubionych kilogramów na trasie oraz zimę bez przeziębienia również zawdzięczam treningom. Także odpowiedź na jedno z najważniejszych pytań w moim życiu – „Co ja do cholery chcę w życiu robić?!” nagle stała się oczywista.

Jestem chodzącym dowodem na to, że można. Ja, osoba, która  w szkole po biegu na 800 metrów dostawała dwóję.  Bo tak naprawdę każdy z nas może pokonać samego siebie – wystarczy tylko wiara, że się uda, konsekwencja i zamiłowanie do tego co się robi. I bez względu na to, co skłoniło nas, by zacząć biegać, ile mamy lat i kim jesteśmy z zawodu – wystarczy zrobić pierwszy krok i po prostu zacząć biegać.





poniedziałek, 7 października 2013

Bieg dla Kobiet - Wrocław

Kiedy? 29 września 2013 roku
Długość trasy: 5,2 km
Osiągnięty czas: 28:05

Po Biegu Opalińskich obiecałam sobie, że będę się zapisywać tylko na biegi o dystansie 10 km – niejednokrotnie wspominałam już, że „piatki” często bardzo ciężko mi się biega. W przypadku Biegu dla Kobiet postanowiłam zrobić wyjątek.
            Wybrałam ten bieg z dwóch powodów – po pierwsze był to bieg wyjazdowy. Nigdy nie byłam we Wrocławiu (a szkoda, bo okazał się cudownym miastem!), więc była to doskonała okazja do pozwiedzania. Po drugie – zawsze byłam ciekawa organizacji i przebiegu biegu, który jest skierowany tylko dla płci pięknej.
            Trochę zawiodłam się tym, że dla organizatorów fakt, że bieg był przeznaczony tylko dla kobiet oznaczał przeistoczenie miejsca zawodów w wielką różową "landrynkę". Począwszy od koszulki z pakietu startowego, a na tasiemce, na której był zawieszony medal kończąc – wszystko było w wiadomym kolorze. Może się czepiam, ale jak dla mnie różowego było naprawdę za dużo - dla mnie wystarczało, że mam różowe buty ;)


niedziela, 6 października 2013

XXII Bieg Opalińskich


Kiedy?  4 sierpnia 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas: 58:53

Pierwszy oficjalny bieg na 10 km. Mimo, że podczas treningów pokonywałam już ten dystans (nawet raz udało mi się przebiec 15 km), to kołatała mi się myśl, czy aby na pewno dobiegnę. Potem jednak stwierdziłam, że jak nie dobiegnę, to się doczołgam , a się nie poddam ;)
Organizacja biegu szła sprawnie – trasa biegła z Opalenicy do Grodziska Wielkopolskiego, a że odbiór pakietów startowych odbywał się w tej drugiej miejscowości, były zorganizowane autokary, które przewoziły nas do tej pierwszej. Na starcie pojawiły się pewne problemy, gdyż rozpoczęcie biegu nastąpiło ok. pół godziny później niż zaplanowano. W końcu wyruszyliśmy.
            Tego dnia chyba wszystkich zaskoczyła pogoda.  Jeszcze dzień wcześniej lał się żar z nieba – tymczasem podczas biegu kropił deszcz! I wcale mi to nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie! Był to chyba jeden z najlepszych biegów, które biegłam do tej pory, a jeśli chodzi o biegi oficjalne to dałabym mu pierwsze miejsce. Trochę ciężej biegło mi się do 4 kilometra – nie wiem, czy to samospełniające się proroctwo, czy tak po prostu jest, ale zawsze tak mam i dlatego „piątki” biega mi się o wiele ciężej niż „dziesiątki”. Zaś po minięciu tabliczki z napisem „4 kilometry”, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki poczułam się od razu lepiej.
          

Interrun nad Rusałką

Kiedy? 1 maja 2013 roku
Długość trasy: 5 km
Osiągnięty czas: 29:07


Pierwszy bieg przełajowy. Trochę miałam stracha, bo w podstawówce właśnie w „przełajówce” zajęłam ostatnie miejsce – do dziś pamiętam moment samotnego dobiegania do mety. Jednakże teraz po kilkunastu latach byłam bardziej przygotowana do takiego biegu (wtedy wcale) i okazało się, że nie taki diabeł straszny…;)

            Kilka problemów miało miejsce na samym początku. Po pierwsze okazało się, że rozmiary koszulek nie odpowiadają tym, które się zaznaczało przy zapisie. Trafiłam na rozmiar M i wyglądałam trochę jak w sukience ;) Po drugie – po raz pierwszy miałam do czynienia z chipem. Teraz jak sobie o tym przypomnę, to sama się z tego śmieję, jednakże wtedy nie wiedziałam, czy mam go oderwać od numeru startowego i gdzieś przyczepić, czy coś innego z nim zrobić. Obserwowałam bacznie innych ludzi i, jako że nic z tym chipem nie robili, swój numer startowy także zostawiłam w spokoju.

            Przed biegiem miała miejsce wspólna rozgrzewka – mimo, że jej rodzaj nie przypadł mi szczególnie do gustu (wolę jednak swój „styl” rozgrzewania się), to jednak widok tylu ćwiczących osób w identycznych koszulkach robił wrażenie. 


sobota, 5 października 2013

XXX Rekreacyjny Bieg im. H. Brauna


Kiedy? 6 kwietnia 2013 roku
Długość trasy: 5 km
Osiągnięty czas: 29:25

To był mój pierwszy oficjalny bieg.  Nie powiem – trochę się wtedy stresowałam. Mimo, że był kwiecień, to jednak zima nie powiedziała jeszcze wtedy ostatniego słowa, także było dosyć zimno – nie wiedziałam więc, czy trzęsę się, bo mam lekka tremę, czy dlatego, że jest mroźno ;)
            Na starcie nie było zbyt dużo osób – był to dość kameralny bieg. Tuż przed rozpoczęciem „tuptałam” w miejscu, gdy zagadnęła mnie jedna kobieta. Okazało się, że ona też biegnie pierwszy raz. Trzymała komórkę w ręku i ustawiała stoper. „Na jaki czas biegniesz?” – spytała. Wybuchnęłam śmiechem i odpowiedziałam, że chcę po prostu dobiec.
            Gdy wystartowaliśmy, biegłam na samym końcu – jak mantrę powtarzałam sobie, żeby przede wszystkim rozpocząć wolno i w swoim tempie. Po pewnym czasie zaczęłam jednak wymijać poszczególne osoby. Trasa liczyła dwa okrążenia i niestety nie była oznaczona. Także pod koniec pierwszego kółka, jako że nikt nie biegł bezpośrednio przede mną, ja i kobieta, z którą wcześniej rozmawiałam, pobiegłyśmy trochę inną drogą i zrobiłyśmy parę dodatkowych metrów.  Przy kolejnym okrążeniu pobiegłyśmy już prawidłowo.