Kiedy? 4 sierpnia 2013 roku
Długość trasy: 10 km
Osiągnięty czas:
58:53
Pierwszy oficjalny bieg na 10 km. Mimo,
że podczas treningów pokonywałam już ten dystans (nawet raz udało mi się
przebiec 15 km), to kołatała mi się myśl, czy aby na pewno dobiegnę. Potem
jednak stwierdziłam, że jak nie dobiegnę, to się doczołgam , a się nie poddam
;)
Organizacja biegu szła sprawnie – trasa
biegła z Opalenicy do Grodziska Wielkopolskiego, a że odbiór pakietów
startowych odbywał się w tej drugiej miejscowości, były zorganizowane autokary,
które przewoziły nas do tej pierwszej. Na starcie pojawiły się pewne problemy,
gdyż rozpoczęcie biegu nastąpiło ok. pół godziny później niż zaplanowano. W
końcu wyruszyliśmy.
Tego dnia chyba wszystkich
zaskoczyła pogoda. Jeszcze dzień
wcześniej lał się żar z nieba – tymczasem podczas biegu kropił deszcz! I wcale
mi to nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie! Był to chyba jeden z najlepszych
biegów, które biegłam do tej pory, a jeśli chodzi o biegi oficjalne to dałabym
mu pierwsze miejsce. Trochę ciężej biegło mi się do 4 kilometra – nie wiem, czy
to samospełniające się proroctwo, czy tak po prostu jest, ale zawsze tak mam i
dlatego „piątki” biega mi się o wiele ciężej niż „dziesiątki”. Zaś po minięciu
tabliczki z napisem „4 kilometry”, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki
poczułam się od razu lepiej.
Nie wiem, czy to za sprawą muzyki w słuchawkach, która dawała mi kopa, czy za sprawą pogody, która była wręcz stworzona do biegania, ale biegło mi się naprawdę fantastycznie! Niestety, między 5 a 6 km złapała mnie kolka. Żal mi było stanąć, dlatego też walczyłam z nią w biegu i po jakimś kilometrze minęła.
Około 9 kilometra zaczęli się
pojawiać biegacze, którzy już przebiegli przez linię mety i teraz biegli w
przeciwnym kierunku wspierać swoich znajomych/przyjaciół, walczących jeszcze z kilometrami. Usłyszałam
w swoim kierunku nieraz (tak naprawdę przecież od obcych ludzi), że „Jeszcze
tylko kilometr!”, „Idzie ci super, wytrzymaj jeszcze trochę!”. To było bardzo
miłe i dopingujące.
Tuż przed końcem popełniłam błąd –
widząc już metę i słuchając muzycznego dopalacza – dostałam skrzydeł i na
ostatnich 200 metrach przyspieszyłam. Na treningach nie ćwiczę szybkości, co na
mnie w tamtym momencie się zemściło i po prostu mnie zemdliło. Emocje wzięły
górę nad rozumem. Podczas wręczania medalu, skupiałam się tylko na tym, żeby
nie zwymiotować – musiałam mieć przy tym niezłą minę :P
Ostatecznie podczas tego biegu
ustaliłam swój rekord na 10 km – nigdy wcześniej nie udało mi się przebiec tego
dystansu poniżej godziny. Byłam tym bardziej dumna, bo całą trasę pokonałam
biegiem, nie robiąc przerw na marsz podczas dokuczliwej kolki. Oby więcej takich biegów ;) Za rok na
pewno znów się zgłoszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz