run-log

run-log.com

czwartek, 28 listopada 2013

"Być fit" w wersji jesienno-zimowej




Pogoda jaka jest – każdy widzi.  W telewizji aż roi się od reklam preparatów na przeziębienie i grypę.  W kiosku ze świecą szukać magazynu, w którym nie byłoby mowy o jesiennej depresji. Okres jesienno-zimowy bynajmniej nie należy do ulubionych przez mieszkańców naszego globu. Temat aktywności jakoś jest (celowo?) omijany. Bieganie po mieście w taką pogodę?! Zgroza.
Specjalistów od marketingu nawiedziła wizja zimowego armagedonu i głównie wokół tego tematu skupiają się spoty reklamowe. Nastąpiła cisza ze strony producentów żelów antycellulitowych i herbatek na odchudzanie. Nie zauważyłam też, żeby opakowania zawierające musli były hurtowo wykupowane.  Jakbyśmy pozwalali sobie na bycie „fit” tylko kilka miesięcy w roku (a konkretnie – w okresie wakacyjnym); jakby tylko wtedy było przyzwolenie na szczupłe i wysportowane ciało. Jesienią i zimą równie dobrze możemy wyglądać jak zombie, zanurzyć się w kokonie z ciepłego kocyka, by latem ponownie obudzić się z zimowego snu i prowadzić „zdrowy styl życia”. 
Czy uprawianie sportu nie może stać się nawykiem? Takim całorocznym, nie tylko wiosenno-letnim? I nawet nie mówię tutaj tylko o bieganiu – sama propozycja treningu w taką pogodę może odstraszyć.  Od czegoś przecież są powstające jak grzyby po deszczu kluby fitness. Sama ostatnio do takiego zaczęłam chodzić,  bo brakowało mi zajęć z innymi ludźmi. Ćwiczenia z zumby czy aero kick boxingu mogą sprawiać tyle samo przyjemności w jesienny wieczór co w letni. Jeśli jednak kogoś nie przekonałam, to w internecie jest pełno filmów, z którymi można ćwiczyć – tu nawet odpada opcja samego dojścia na fitness. Brak czasu też nie jest żadną wymówką -  wersja tabaty, przy której czasami ćwiczę w dni niebiegowe trwa niewiele ponad 18 minut. Czy nie warto takich treningów na stałe zamieścić w naszym grafiku? Po takiej dawce pozytywnej energii artykuły o zapobieganiu jesiennej chandrze raczej nie będą nam potrzebne, zaś pokusa położenia się spać o dwudziestej zostanie oddalona. Ponadto smuklejsze i coraz bardziej wysportowane ciało będzie bardzo przyjemnym efektem ubocznym naszych ćwiczeń i symbolem lata w środku zimy.   
A na koniec chwila prawdy – skłamałabym mówiąc, że lubię biegać zimą. Należę do osób zdecydowanie ciepłolubnych i nawet pisząc ten post jestem opatulona kocem, a na stopach mam grube skarpety w renifery.  Wychodząc na trening w zimne dni cisną mi się na usta różne słowa i pomiędzy tymi zaczynającymi się na „k” można wychwycić słowo „masochista” – bo nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie sobie pobiegać w taką pogodę i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak uwielbiam mieć tą świadomość, że przebiegnięcie 10 km nie stanowi dla mnie problemu, a mój oddech nie przypomina dźwięku silnika Fiata 126p podjeżdżającego pod górkę. Lubię ten moment, gdy zapominam, że biegnę, bo nogi same mnie niosą. Odpowiednią formę wypracować jest ciężko, ale -  niestety - bardzo łatwo ją stracić.
Także, panie i panowie, ogłaszam wszem i wobec, że przygotowania do eksponowania swojego ciała na plaży nie zaczynamy w maju, ale DZISIAJ! Potrzeba trochę czasu i wysiłku, by wyhodować sobie uniesione i jędrne pośladki, kratę na brzuchu, czy też wystartować w pierwszych zawodach. Zaczynając od zaraz, latem mamy szansę swoją formą zawstydzić niejednego osiłka, żywcem przypominającego Schwarzeneggera z lat młodości.  Zaś dla biegaczy, którzy nie chcą przerywać treningów, ale jednak dostają dreszczy na myśl o wyjściu na dwór w taką pogodę, mam dobrą wiadomość – istnieje jeszcze bieżnia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz