run-log

run-log.com

poniedziałek, 28 października 2013

Przegonić pecha



Mieliście kiedyś taki typowo pechowy dzień? Zaspaliście rano do pracy, uciekł Wam autobus, zapomnieliście ważnych dokumentów, zgubiliście telefon…  Dzień, który wygląda jak żywcem wyjęty z „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego. Kalejdoskop absurdalnych i pechowych sytuacji, w które trudno uwierzyć, a które dzieją się naprawdę.  I niekoniecznie musi się to dziać w  piątek trzynastego…
Ostatnio przeżywam serię takich dni. Plagę wręcz. Pechowe sytuacje przyciągam jak magnes i mam wtedy ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Jestem chodzącym dowodem na to, że prawo Murphy’ego naprawdę istnieje.
Miniona sobota także nie należała do najszczęśliwszych. Jednak moja cierpliwość do przyjmowania „na klatę” pechowych sytuacji tego dnia w pewnym momencie się skończyła. Miałam dość. Założyłam moje buty biegowe i pognałam przed siebie. I wierzcie mi lub nie – ale nigdy wcześniej nie miałam tylu elementów sprinterskich, co podczas tego biegu. Im szybciej biegłam tym bardziej wierzyłam w to, że dalej zostawiam za sobą to, czego chcę się pozbyć. Bieg, który był trochę jak niemy krzyk, poprzez który mogłam wyrazić to co czuję. Złość. Bezsilność. Wściekłość. Bunt. Gniew. Słyszałam tylko swój oddech i odgłos własnych kroków. Walczyłam z niewidzialnym przeciwnikiem – z pechową aurą i jej negatywnymi skutkami. Biegnąc, czułam już, że to ja wygrałam. Prawo Murphy’ego nawet nie miało szans mnie w tamtym  momencie dogonić i pokazać kolejny dowód na swoje istnienie.
Przebiegłam 14 km. Po nagromadzonych we mnie negatywnych emocjach nie było śladu. Cisza. W zamian wypełniło mnie uczucie całkowitego spokoju. To, z czym walczyłam, zgubiłam gdzieś na trasie i nie miałam zamiaru po to wracać.
Bieganie działa jak pigułka na stres. Jest jak melisa, tylko dodatkowo trzeba przebierać nogami. Pozwala bardziej odreagować kiepski dzień niż rzucanie talerzami, czy zatapianie się w trunku z procentami. Daje szansę na odnalezienie w sobie ogromnych pokładów energii – bo przecież człowiek kiedy chce, to potrafi biegać szybko. Zaś człowiek wkurzony mknie niczym błyskawica.  A prawo Murphy’ego? Postaram się, żeby musiało znaleźć sobie inną ofiarę – bo mnie będzie musiało najpierw dogonić. 



A jak jest u Was? Macie jakieś swoje sposoby na pechowe dni? Oby było ich najmniej, czego Wam i sobie życzę :)



1 komentarz:

  1. Też mam ostatnio taki pechowy okres. I nawet trochę zaczynam biegać, choć szybko robi się ciemno i jak przyjeżdżam z pracy to już jest szarówka. Ale od czasu do czasu mi się udaje gdzieś wyruszyć. Bieganie rozładowuje emocje, których mi nie brakuje, zresztą Ty o tym wiesz :)

    OdpowiedzUsuń