Scena pierwsza. Siłownia. Pomieszczenie
aż kipi od ilości testosteronu, a echem odbija się groźne sapanie amatorów
ćwiczeń na „żelastwie”. Chwytam w dłonie hantelki, kładę się na ławce i pompuję
swoją klatę. Czuję na sobie wzrok obecnych na salce (a jakże inaczej!) facetów –
kobiet na siłowni brak. W momencie kiedy zmieniam ćwiczenia i wymieniam hantle
na sztangę, mam wrażenie, że gdyby mogli, to zrobiliby mi zdjęcie.
Scena druga. Zima. Spokojne
długie wybieganie. Zatrzymuję się na przejściu dla pieszych i truchtając w miejscu
czekam na zielone światło. Czekający ze
mną ludzie patrzą na mnie, jakbym co najmniej wybiegła nago i siała powszechne
zgorszenie. I nie są to rzucone kątem oka zerknięcia – są to trwające kilka
sekund spojrzenia, a ja musiałabym być pozbawiona gałek ocznych, żeby tego nie
zauważyć.
Może jestem trochę przewrażliwiona – co jednak nie oznacza, że nie zauważam niektórych zjawisk. Odnoszę jednak wrażenie, że dla kobiet został zarezerwowany dział „aerobik-zumba-taniec-joga”. Wyłamywanie się z tego schematu, naraża nas, kobiety, co najmniej na dziwne i kpiarskie spojrzenia. Bo jak to – baba na siłowni?! Po co? Nie twierdzę, że kobiety na siłowni nie bywają – bo można je spotkać. Ale myślę, że byłoby ich więcej, gdyby nie były narażone na dziwne spojrzenia, ewentualnie ukradkowe spoglądanie w wystające części ciała.
O ile jestem w stanie przyjąć
do wiadomości argumenty przeciwników ćwiczeń kobiet na siłowni („to ciężkie”/ „niekobiece”),
to jednak nie mogę jakoś sobie wyobrazić, co oznaczają te dziwne spojrzenia w
momencie kiedy biegam. Czy spotkanie biegaczki jest zjawiskiem równie
niesamowitym, co minięcie się z prezydentem Obamą, przechadzającym się
Krakowskim Przedmieściem? Biorąc pod uwagę wzrastającą liczbę kobiet biorących
udział w biegach oficjalnych odpowiedź brzmi – nie. Dlaczego więc spotkanie
biegającej płci pięknej ciągle wywołuje zdziwienie?
Oczywiście wszystko zależy od
preferencji – są osoby, których na siłownię wołami nie zaciągnę, zaś sama myśl o
wspólnym biegowym treningu spędza im sen z powiek, ale za to są po uszy zakochane w zumbie. I chwała im za to – każdy z nas jest inny i ma prawo wykonywać
takie ćwiczenia fizyczne, jakie mu najbardziej odpowiadają. Jednak byłoby
miło, gdyby każda kobieta miała szansę spróbować sportów stereotypowo
uznawanych za męskie – chociażby dlatego, by zobaczyć „z czym to się je”, bez
konieczności tłumaczenia się ze swojego wyboru i bez narażania się na ukradkowe
uśmieszki. Bo nie taka znowu z nas słaba płeć ;)
Heh, nie wiem jak to wygląda na siłowni, nie odwiedzam. Większość ćwiczeń chyba można wykonać w domu, nie ma co kisić się w duchocie. Wiem za to jak to wygląda na ulicy. Bieganie odchudza, odmładza, wysmukla i pięknie rzeźbi ciało biegaczki. Kobiety wyglądają zjawiskowo, nie ma siły, która powstrzymałaby mnie, abym się nie obejrzał! Stąd te spojrzenia to z pewnością objaw podziwu, zazdrości i szacunku. Nie może być inaczej :-)
OdpowiedzUsuńnie ma to jak spojrzenie z perspektywy faceta ;) mi podczas biegania chodziło raczej o spojrzenia wyrażające zdziwienie, przerażenie i zgorszenie jednocześnie ;)
OdpowiedzUsuńOj aż trudno mi uwierzyć w takie spojrzenia, a jeśli nawet takie się pojawiają to nie ma się czym przejmować. A poniżej dowód na moją tezę:
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=10151818542270563&set=a.10150099028565563.276650.291034565562&type=1&theater
co jak co, ale takie ciała u kobiet mi się nie podobają. co to za dziwna moda nastała, że na siłę każda chce upodobnić swoje ciało do ciała faceta? ;/ zarysowane mięśnie są ok, ale bez przesady...
OdpowiedzUsuńOk, to są akurat mistrzynie, przypadki skrajne, wyrzeźbione ciała to efekt morderczych treningów. Co do reszty to zdania nie zmienię, biegaczki wyglądają pięknie :-)
Usuńgdybyś spróbowała napisać coś takiego na forum dla strongmenek, to byś się zaraz przekonała xD mnie też się to nie podoba- fajnie jest dbać o siebie, spacerować, biegać, jeździć na rowerze czy ogólnie być fit, ale nie napakowaną jak postac z kreskówki ;p
OdpowiedzUsuń