run-log

run-log.com

czwartek, 9 stycznia 2014

„Zasada szyi” w praktyce, czyli biegacz na chorobowym cz. 2



Można być niezadowolonym z wykonanego treningu? Można. Szczególnie wtedy, gdy w końcu, po pokonaniu tak ogromnej przeszkody jaką jest swoje lenistwo i zawiązaniu swoich butów biegowych, w trakcie biegu szybko zdajemy sobie sprawę, że lepiej jednak byśmy zrobili pozostając w domu. Dla ochrony swojego  zdrowia psychicznego. Bo, przyznać trzeba otwarcie, bieganie czasami wkurza, zwłaszcza w okresie własnej, ludzkiej niemocy. I powiem to głośno: dzisiaj miałam najgorszy dzień biegowy w całym moim krótkim, biegowym życiu. 

Odczułam dzisiaj na własnej skórze, że stosowanie „zasady szyi”w praktyce można między bajki włożyć. Owszem, może rzeczywiście jest tak, że podporządkowanie się jej nie wpłynie na pogorszenie się naszego zdrowia (pod względem przeziębieniowym). Jednak chyba twórca tej zasady nigdy nie biegał z zapchanym nosem. Mimo, że to „tylko” katar, nieźle potrafi uprzykrzyć trening – wiem co mówię.  Na dobrą sprawę powinnam dzisiaj biegać z plecakiem wypchanym chusteczkami higienicznymi i z maską tlenową w razie kryzysu (który szybko by nastąpił). Moje truchtanie nie przypominało treningu – raczej pobijanie rekordu Guinessa w wydmuchiwania nosa w trakcie czegoś, co przypominało bieg. 

Jakby tego było mało, po raz pierwszy miałam do czynienia z czymś, co się fachowo nazywa zmęczeniem psychicznym. Chyba mi się nie zdarzyło wcześniej, żebym w połowie treningu nie marzyła o niczym innym niż o jego zakończeniu i pójściu do domu. I gdybym tylko miała przy sobie bilet mpk, wsiadłabym w pierwszy lepszy tramwaj i podziękowała za taki bieg. Biletu nie miałam, a że byłam zbyt daleko od domu to i tak musiałam się w jego kierunku przemieścić – więc biegłam dalej. Czułam, że moje nogi nie są szczególnie zmęczone i stać byłoby je na więcej – jednak to moja głowa miała dość. I szczerze mówiąc, ucieszyłam się bardzo, gdy w końcu dożyłam końca treningu. To zdecydowanie nie był „mój” dzień. 

Pod względem biegowym ten rok nie zaczął się dla mnie rewelacyjnie. Mam nadzieję, że jednak pechowa passa szybko minie. Wszak 6 kwietnia jest coraz bliżej…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz