run-log

run-log.com

czwartek, 27 lutego 2014

Łydki biegacza



Pewnego razu byłam zaproszona do mojej kuzynki na wesele. Jako że w mojej rodzinie śluby zdarzają się bardzo rzadko, podeszłam do całej sprawy z niemałym entuzjazmem. Gdy nadszedł wielki dzień, wystrojona w sukienkę i szpilki pognałam z rodzinką do USC. Po kilku momentach stresu (dla pary młodej), nastąpiła ta bardziej luźna część programu, czyli zabawa weselna, w trakcie której można było porozmawiać z dawno niewidzianą rodziną. Właśnie rozmawiałam z panem młodym, gdy nagle, zupełnie odchodząc od tematu, zadał mi pytanie:


- Jesteś biegaczem?

Nastąpiła chwila konsternacji.

- Nooo, biegam czasami – odpowiedziałam.

- Widać – po łydkach. 


W tym momencie nie wiedziałam już czy śmiać się, czy płakać (w ostateczności wybrałam to pierwsze). Z jednej strony słowo „biegacz” skierowane w moją stronę nieco połechtało moje ego (sama biegaczem bym się nie nazwała).  Z drugiej strony….  Myślę, że bez zbędnych słów w tym momencie rozumie mnie każda czytająca to kobieta (nie ujmując niczego panom).  Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że poprzez bieganie moje łydki stały się, hm…, bardziej mięsiste. Jednakże żyłam w cichej nadziei, że nikt (oprócz mojej mamy) tego nie zauważa. Gdy jednak okazało się, że jest inaczej, pomyślałam : „Cholera, a jednak widać!”


Zapewne wiele osób boryka się się z mniej lub bardziej wyimaginowanymi (lub nie) kompleksami, dotyczącymi swojego wyglądu. Ja nie należę do wyjątków. Jednakże była jedna cześć ciała, z której byłam (o dziwo!) naprawdę zadowolona – to były właśnie łydki. Do czasu. A dokładnie do momentu, kiedy zaczęłam biegać. Zauważyłam, że nagle stały się duże, umięśnione i przypominały trochę nogi krasnala ogrodowego. Mówiąc kolokwialnie – masakra. Rozpoczęłam wiec intensywną walkę z nieprzyjacielem – stosowałam masaże, dłużej rozciągałam łydki i nakładałam plastry od kinezjotapingu. Jednakże bitwę „ja kontra mięsień” niestety przegrałam. Jedynym chyba wyjściem z sytuacji było porzucenie biegania, czego oczywiście nie chciałam robić. 


Chciałabym zakończyć ten tekst cukierkowym happy endem w stylu „znalazłam cudowny środek i moje łydki są teraz piękne i szczupłe”, ale niestety minęłabym się z prawdą. Moje łydki są jakie są i nic na to nie mogę poradzić. Mogę co najwyżej popatrzeć sobie z nostalgią na moje nogi z czasów przedbiegowych. A przecież zamiast marudzić wystarczy „rzucić” bieganie, prawda? Jednak jeżeli mam do wyboru siłę i pasję, których dostarcza mi ten sport, albo delektowanie się wyglądem swoich łydek, to wybieram to pierwsze. Nawet za cenę niezakładania szpilek.   




5 komentarzy:

  1. No co ty łydki biegacza to piękne łydki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardziej mi się podobały te z czasów przedbiegowych ;)

      Usuń
  2. Też mam problem z łydkami, tyle że w drugą stronę. Bardzo chciałabym je wzmocnić i powiększyć a idzie opornie. Oprócz biegania stosuję ćwiczenia na łydki z obciążnikami ale póki co efekty mizerne :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dużo zależy od wrodzonych tendencji. Widocznie ja mam w sobie coś z mezomorfika - szkoda, że nie w tych miejscach co bym chciała :P

      Usuń
  3. umięśnione łydki są najpiękniejsze na świecie! są zdrowe i mocne i mogą ponieść daleko, daleko:)

    OdpowiedzUsuń