W środę byłam pozytywnie
nastawiona do treningu – świeciło słońce, słup rtęci wskazywał zdecydowanie
temperaturę powyżej zera, jednym słowem –
pogoda aż zachęcała do biegania. Jednak
jeśli myślałam, że będzie mi się biegło cudownie byłam w błędzie….
Brakowało mi tchu, czułam się wyczerpana i
miałam wrażenie, że zaraz padnę i żaden Powerade mi tu nie pomoże.
Zakończyłam trening i wyłączyłam Endomondo. Przebiegniętych kilometrów: 9. 9
kilometrów?! Jak to możliwe? Przez ostatnie miesiące moje minimum jakie
biegałam to 10 km. Skąd taka nagła
niedyspozycja? Winę na to zgoniłam na przesilenie wiosenne.
Istnieją wzmianki o tym, że
zmiany pór roku możemy odczuwać fizycznie podczas treningów. I jestem przykładem
na to, że coś w tym jest – rzeczywiście wraz z przejściem jednej pory roku w drugą odczuwam wyraźny spadek
formy. Jednakże przejście zimy w
wiosnę odczuwa się najgorzej – wszystko przez długie zimowe wieczory (a więc mniej promieni słonecznych), mniejszy dostęp do świeżych warzyw i owoców, niskie temperatury, gorsze samopoczucie. W wyniku tego odczuwamy
fizyczną niemoc, szybszą męczliwość, a także nadpotliwość. Dlaczego
więc skutki pojawiają się dopiero w przejściu zimy w wiosnę, a nie w trakcie jej
trwania? Szczerze? Nie mam pojęcia. Może właśnie tak nasz organizm odreagowuje na
nagłe zmiany pogodowe. I mimo, że mamy dopiero luty, to dobrze wiemy, że pogoda
już od pewnego czasu wariuje, a syndrom przesilenia wiosennego może nas dopaść
nawet w tak wczesnym okresie.
Czytając o przesileniu
wiosennym nie znalazłam sensownej wskazówki, jak sobie z własną niemocą poradzić.
Jedyna rada: przeczekać. Po kilku lub kilkunastu dniach powinno wszystko wrócić
do normy
.
P.S. Po dzisiejszym treningu
zaczęłam się zastanawiać, czy w środę rzeczywiście dopadło mnie przesilenie
wiosenne czy chwilowa niemoc. Bowiem dzisiaj zrobiłam długie wybieganie i było to najlepsze długie wybieganie (pod względem fizycznym) jakie do tej pory miałam. Zrobiłam 21 km i jeszcze udało mi się pobić swój własny
rekord w dystansie półmaratońskim. Cóż… Albo dopadł mnie syndrom jednodniowy, albo przesilenie wiosenne jeszcze przede
mną ;)
Bardzo nie lubię takich spadków. Jednego dnia człowiek mógłby góry przenosić a dzień później czuje się jak leniwiec po wejściu na drzewo...
OdpowiedzUsuńGratuluję pokonania siebie :)
dużo zależy od pogody, samopoczucia, wyspania się (bądź nie ;), nawodnienia... generalnie od wszystkiego :)
OdpowiedzUsuń