Maratona di Roma był jednym z
moich biegowych marzeń. Bieganie w miejscu, w którym na każdym rogu napotyka się
na kawałek historii wydawało mi się niesamowitym przeżyciem. Podczas mojego
ostatniego pobytu (12 lat temu!) zakochałam się w Wiecznym Mieście i obiecałam
sobie, że kiedyś do niego wrócę. Do głowy by mi wtedy nie przyszło, że wrócę do
niego z zamiarem przebiegnięcia maratonu…
środa, 12 kwietnia 2017
piątek, 6 stycznia 2017
Biegowo w 2017 roku! Czyli plany, plany...
Co prawda Sylwester już dawno przeszedł do historii, ale
noworoczne plany na przyszły rok cały czas chodzą mi po głowie. Oczywiście
tych biegowych także jest pełno ; ) Zastanawiałam się, czy w tym roku ponownie wziąć udział w triathlonie. Marzył mi się triathlon w Bydgoszczy czy Triathlon Charzykowy. Jednak taka decyzja łączyłaby się ponownie z półrocznym kołowrotkiem treningowym oraz zakupem roweru triathlonowego (bo już z moim MTB nie chciałabym się ponownie męczyć...). Postanowiłam więc skupić się w tym roku tylko na bieganiu.
Maratona di Roma! :D
Pierwszy i chyba najważniejszy bieg w tym roku! :D Byłam w Rzymie tylko raz, ale zostawiłam tam kawałek swojego serducha. Zakochałam się nieodwołalnie i obiecałam sobie, że kiedyś tam wrócę. Na myśl o tym, że będę tam biec maraton, mam ochotę skakać z radości! To jest jedno z moich biegowych marzeń, które już 2 kwietnia będzie miało okazję się spełnić :)
Maratona di Roma! :D
Pierwszy i chyba najważniejszy bieg w tym roku! :D Byłam w Rzymie tylko raz, ale zostawiłam tam kawałek swojego serducha. Zakochałam się nieodwołalnie i obiecałam sobie, że kiedyś tam wrócę. Na myśl o tym, że będę tam biec maraton, mam ochotę skakać z radości! To jest jedno z moich biegowych marzeń, które już 2 kwietnia będzie miało okazję się spełnić :)
poniedziałek, 21 listopada 2016
poniedziałek, 10 października 2016
Maraton, którego nie było...
Powoli wracałam do dobrej formy.
Tydzień wcześniej udało mi się po raz 2. złamać 50 minut na 10 km, choć ani
tego nie planowałam, ani nie trenowałam. Nogi były lekkie i przygotowane na
maraton. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi się nawet myśl, że może udałoby mi się poprawić
czas z zeszłego roku...
Było zajadanie makaronów. Było
wybieganie nowych butów, żebym później nie kwiczała podczas maratonu. Były
długie wybiegania – zaraz po przekroczeniu mety półmaratonu w Swarzędzu i Jarocinie pobiegliśmy z A.
jeszcze kilka km, żeby „dobić nogi”.
I nagle wszystko trafił szlag. Bo
zachciało mi się zachorować. 3 dni przed maratonem…
Subskrybuj:
Posty (Atom)