run-log

run-log.com

poniedziałek, 10 października 2016

Maraton, którego nie było...

Powoli wracałam do dobrej formy. Tydzień wcześniej udało mi się po raz 2. złamać 50 minut na 10 km, choć ani tego nie planowałam, ani nie trenowałam. Nogi były lekkie i przygotowane na maraton. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi się nawet myśl, że może udałoby mi się poprawić czas z zeszłego roku...

Było zajadanie makaronów. Było wybieganie nowych butów, żebym później nie kwiczała podczas maratonu. Były długie wybiegania – zaraz po przekroczeniu mety półmaratonu w  Swarzędzu i Jarocinie pobiegliśmy z A. jeszcze kilka km, żeby „dobić nogi”.

I nagle wszystko trafił szlag. Bo zachciało mi się zachorować. 3 dni przed maratonem…



Do ostatniego dna wierzyłam, że jeszcze pobiegnę. No bo w sumie nic mi nie było – kaszel jak wybuch bomby, smarki na pół metra, „jakaśtam” gorączka – da się przeżyć przecież, nie ma co się nas sobą rozczulać. Dałabym radę. 

Cały sobotni wieczór przeryczałam. Byłam wściekłą na siebie. Po cholerę były te wszystkie przygotowania? To był jakiś żart.

Poznań żyje maratonem, kto tutaj kiedykolwiek biegł ten wie o czym mówię. Mnóstwo ludzi na ulicach, okrzyki, muzyka… To wielkie biegowe święto, które mnie w tym roku ominęło. Pozostało mi jedynie trzymać kciuki w za A., który miał biec sam. 

To był mój pierwszy raz kiedy zrezygnowałam z biegu z powodu choroby. Zewsząd słyszałam: przecież to tylko bieg, będzie następny.  Ale jak bardzo cała sytuacja mnie wkurzyła i sfrustrowała – zrozumie tylko inny biegacz. 

Pozostaje czekać na kolejny maraton (już za miesiąc!), który jest jednym z  najważniejszych - Athens Marathon!  Mam nadzieję, że już w dobrej formie... 





6 komentarzy:

  1. Ojej :( To bardzo nieprzyjemna sytuacja i miałam podobnie, ale nie z maratonem a z moim pierwszym w życiu biegiem. Nie dość, że zapłaciłam, to strasznie się nastawiłam i bam, skręciłam kostkę. Strasznie to przeżywałam i doskonale wiem, co czujesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozumię twoj ból, mi przyszło zrezygnować z powodu operacji kolana mając opłacony wyjazd, pojechalaliśmy do Frankfurtu i oglądałam jako kibic
    łzy w oczach
    wczoraj wróciliśmy z biegów w Austrii , gdzie koleżanki nie dopuszczono z wózkiem, a że ekipa ,łącznie z kierowcą autobusu biegała, albo nordic-chodziła
    Renata nie mogła biec....
    łzy ...
    z powodu braku garderii dla dzieci mój mąż zrezygnował z maratonu, ktoś musiał zostać...dla mnie był to powrót po operacji ,kolejnej...
    Szyszka, to życie ....sport ...uczy i pokory i podnoszenia się po porażce

    kciuki za kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze nie jeden kilometr przed tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę jeszcze miliona kilometrów!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dołączam się do życzeń ;D

    OdpowiedzUsuń