run-log

run-log.com

wtorek, 5 maja 2015

2. Wings For Life World Run. Biec jak najdalej...

Dystans: 19.58 km
Czas: 1 g:45:42s

Ponad 72 tys. biegaczy startujących w tym samym czasie w 33 krajach na 6 kontynentach. Wszyscy biegną przede wszystkim dla zabawy – formuła biegu bowiem nie zmieniła się od zeszłego roku. To nie biegacze dobiegają do mety, ale meta goni ich. Pół godziny po rozpoczęciu biegu w pościg za biegaczami wyrusza samochód (tzw. Catcher Car) pełniący rolę mobilnej mety i „łapacza” zawodników. Czy może być coś fajniejszego niż zabawa w berka w gronie 3 tysięcy szalonych biegaczy? :D

Tuż przed startem, podczas robienia rozgrzewki, przywitałam się z Bartkiem Olszewskim – podczytuję jego bloga warszawskibiegacz.pl. Gdybym wiedziała, ze właśnie rozmawiam ze zwycięzcą tegorocznej edycji Wings For Life zrobiłabym z nim jakąś pamiątkową fotkę :D






Miejsce startu kipiało pozytywną energią! Głośna muzyka, ogromna ilość kibiców na trybunach, wspólne robienie fali meksykańskiej, okrzyki „Polska! Biało-czerwoni!” -  wyczuwało się, że Wings For Life to wielka, ogólnoświatowa biegowa impreza. Dobry humor dopisywał chyba wszystkim! Dodatkowo piękna pogoda i mnóstwo biegaczy – różniło się to znacznie od zeszłorocznej edycji, kiedy to było nas tylko nieco ponad tysiąc osób, a silny i chłodny wiatr nie rozpieszczał uczestników. Wspólne odliczanie i… ruszyliśmy! Uciekanie przed metą zostało rozpoczęte! Na początku biegu panował lekki ścisk, przez co tempo było dość wolne, jednak nie przeszkadzało mi to – potraktowałam to jako element rozgrzewki. Postanowiłam po prostu cieszyć się biegiem i nie sugerować się ani czasem ani tempem biegu. 

Już jakoś za 2 km wyprzedził mnie mąż – mogłam podziwiać tylko tył jego niebieskiej koszulki. Ja zaś poczułam, że się męczę – było mi strasznie gorąco, a słońce, które jeszcze przed chwilą podziwiałam, dawało mi teraz nieźle w kość. Przeszło mi nawet przez myśl, że położę się na 5. km i niech mnie zabierają… Miałam przedsmak półmaratonu Słowaka, który czeka mnie w czerwcu... Na szczęście miałam przy sobie bidon z wodą, więc co jakiś czas ratowałam się zbawiennymi łykami. Lepiej zrobiło mi się jakoś przed 6 km  – wtedy też z satysfakcją wyprzedziłam męża. Słońce przestało mi już tak doskwierać, ale z kolei pojawiły się problemy z nawodnieniem. Chciało mi się pić, a jednocześnie mój żołądek źle reagował na płyny – czułam jak mi wszystko zalega.  Nie było to jakoś szczególnie dokuczliwe, ale przyjemne też nie. Sytuacje poprawiła się jakoś około 10 km – mogłam już sobie swobodnie śmigać. 

Trasę biegu znałam i pamiętałam z zeszłorocznej edycji – wiedziałam, że nie należała do najłatwiejszych. Kojarzyłam gdzie są zbiegi, a gdzie zaczynają się prawdziwe podbiegi. Może dlatego, że wiedziałam co mnie czeka, nie odczuwałam jakoś szczególnie biegu „pod górkę” Zupełnie inaczej niż w zeszłym roku – wtedy widząc przed sobą kolejny podbieg myślałam, ze się popłaczę… Teraz nawet nie zwracałam na nie uwagi. 

Kibiców na trasie było mnóstwo! Oczywiście głównie w centrum miasta, jednak nawet w momencie kiedy wybiegliśmy już poza Poznań można było usłyszeć dopingujące okrzyki i oklaski. Na swojej drodze spotkałam nawet chłopca, który biegaczom rozdawał żelki :) Około 14 km podczepił się pode mnie jakiś chłopak i trzymał się mnie kurczowo przez około 3 kilometry. Wyglądało to trochę komicznie – biegł tuż obok mnie i wszelkie moje manewry (zwalnianie, przyspieszanie, skręcanie) powtarzał jak odbicie lustrzane. Motywowało mnie to i śmieszyło jednocześnie. 

Z sentymentem minęłam miejsce, w którym ukończyłam bieg w zeszłym roku (zapamiętałam je dokładnie). Jednocześnie fakt, że w tym roku mogę biec jeszcze dalej podtrzymał mnie na duchu. Na 19-stym km stał Adam Małysz i przybijał wszystkim biegaczom „piątki”. Ja jestem strasznym nieogarem, więc zanim zorientowałam się, że tuż obok stoi Małysz już zdążyłam obok niego przebiec. Zdążyłam tylko na niego spojrzeć.  Zaraz potem usłyszałam w oddali okrzyki „Jeszcze trochę! Uciekajcie!”. Samochód-meta był już blisko! Nie przyspieszałam już – nie miałam już sił. W momencie kiedy mijał mnie Catcher Car uniosłam ręce w geście zwycięstwa. Pobiegłam dalej niż w zeszłym roku! Zegarek pokazywał 19.72 km (tempo – 5:21), jednak później okazało się, że mój dystans wyniósł dokładnie 19, 58 km



Przeszłam do marszu. Widok wielu biegaczy idących w poszukiwania autobusów powrotnych przypominał powrót z pola walki. Każdy po drodze zdawał sobie relacje z biegu. Jakiś chłopak uścisnął mi dłoń jednocześnie mi gratulując. Robiliśmy sobie nawzajem zdjęcia na 20-stym kilometrze. Poczułam wtedy taką niesamowitą jedność z tymi ludźmi, że aż trudno to opisać. Po drodze ludzie stojący przy drodze uśmiechali się, klaskali nam i gratulowali. Cudowna biegowa nirwana.

Autobusy powrotne czekały na nas dopiero na 21. kilometrze. Na szczęście tuż obok był punkt odżywczy, więc z przyjemnością zjadłam czekoladę i napiłam się izotoniku. Zdążyłam się jeszcze trochę porozciągać, gdy nadjechał kolejny, prawie pusty, autobus. Wyruszyliśmy ponownie w kierunku poznańskiej Malty, gdzie czekały na nas medale i posiłek. No i Adam Małysz :D 











Jest coś takiego w Wings For Life, że tęskni się za tym biegiem. Jedyny, niepowtarzalny bieg, z niebanalną formą. Solidna dawka pozytywnej energii, która utrzymuje się jeszcze długo po biegu. U nas w domu Wing For Life do końca dnia był tematem numer jeden. Wieczorem przejechaliśmy się nawet z A. autem po trasie biegu - musieliśmy jeszcze raz zobaczyć te  wszystkie podbiegi (które ja chyba wyparłam, bo jakoś ich nie pamiętałam). Uświadomienie sobie już na spokojnie jaki odcinek trasy się przebyło i jak daleko się pobiegło robiło niesamowite wrażenie. Znana jest data kolejnej edycji - 8 maja 2016 r. Zachęcam wszystkich do udziału - niech będzie nas jeszcze więcej! 





P.S.1.  Tak sobie obliczam, że biegnąc w tym tempie złamałabym 1:55 w półmaratonie... Czy zdarzy się to jeszcze w tym dziesięcioleciu? :D 

P.S. 2. Bieg ukończyłam jako 92. kobieta w kraju - zmieściłam się w pierwszej setce! :D




Relacja z poprzedniej edycji - TUTAJ



7 komentarzy:

  1. Zeszłorocznej edycji brakowało właśnie tylko większej ilości kibiców. Świetna impreza.

    OdpowiedzUsuń
  2. wielkie gratulacje dla Was :)
    ja w tym roku pierwszy raz dowiedziałam się o tym biegu,świetna impreza :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym o sobie czytała. To samo myślałam na 5 km: "nigdzie dalej nie biegnę", i miałam ochotę wpakować się do pierwszego autobusu :D Pogoda była straszna.

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba formuła biegu, że właśnie meta goni, a nie my ją sprawia, że ten bieg jedt taki wyjatkowy :D
    Świetne tempo utrzymałaś, ogromne gratulacje ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratki, ja w tym roku nie dałam rady pobiec :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie widzieć takie zadowolone miny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję :). Miło się czytało i oglądało zdjęcia

    OdpowiedzUsuń