Osiągnięty czas: 1godz:55min:11s
Półmaraton Słowaka znany jest z
gorącej atmosfery. I to dosłownie. Co roku Grodzisk wita biegaczy żarem z
nieba, cała trasa biegu jest w pełnym
słońcu (zapomnijcie o jakichkolwiek drzewach dających odrobinę cienia), a sami biegacze czują się jak skwarki na patelni. Pomimo tego wszystkiego
grodziski półmaraton cieszy się dużym zainteresowaniem wśród biegaczy. Niech
żyje masochizm! :D
Bałam się tego biegu – nawet pisałam na tym na faceboooku dzień wcześniej.
Odżyły we mnie wspomnienia z zeszłego roku, kiedy to słońce dało się wszystkim we znaki. W tym roku pogoda była już bardziej łaskawa dla biegaczy. Nie dajcie
się jednak zwieść temu zdaniu – było gorąco, słońce ostro świeciło, lecz wiał
lekki wietrzyk – było to bez porównania z zeszłorocznym biegiem, kiedy to powietrze
stało, było 30 stopni w cieniu, a ja męczyłam się już stojąc. Niemały wpływ na
wszystko miała także zmiana godziny startu biegu. W tym roku wybiegliśmy 2
godziny wcześniej, czyli o 9-tej.
Ostatnio ciężko mi się biega. Źle znoszę
podwyższone temperatury i na treningu dyszę jak stary parowóz. Jakież było moje zdziwienie,
kiedy to po wystartowaniu zobaczyłam, że czuję się naprawdę dobrze! Tuż za pierwszym kilometrem minęłam pacemakerów z balonikami na 1:55, bo ich tempo wydawało mi się zbyt wolne. I
biegłam dalej. Znalazłam odpowiednie dla siebie tempo, którego się trzymałam. I
biegło mi się super! Wiem, że w ustach kogoś, kto przebiegł Słowaka, może to brzmieć
co najmniej dziwnie i być uważane za efekt porażenia słonecznego, ale
możecie mi uwierzyć na słowo. Biegło mi się tak dobrze, że nawet odcinek,
biegnący w polu, tuż przy drodze asfaltowej, nie był dla mnie straszny. Ba,
nawet go polubiłam! Przed 6-stym km wyprzedziłam męża i biegłam dalej.
Kibice i w tym roku nie zawiedli i byli wybawieniem dla biegaczy robiąc z węży ogrodowych kurtyny wodne lub prywatne punkty z wodą. Ponadto stwarzali punkty muzyczne, przygrywając nam na trasie. Byli niesamowici.
Drugie
okrążenie. Poczułam się trochę pewniej, pierwsza połowa była za mną, już bliżej
niż dalej. Kilometry biegły mi jakoś
szybciej, na agrafce zobaczyłam, że baloniki z 1:55 nadal mam trochę w tyle.
17
kilometr. I tutaj zaczęła się masakra. Fizycznie czułam się dobrze – nie czułam
w nogach przebiegniętych kilometrów, nie złapała mnie kolka, nie byłam
odwodniona. Ale psychicznie…. Głowa po raz kolejny na biegu mi wysiadła.
Zaczęłam odtwarzać w myślach trasę i przerażało mnie, że jeszcze jest tak
strasznie daleko… Tak daleko… Musiałam przystawać w miejscu, żeby się uspokoić
i spokojnie napić, bo nagle nie mogłam przyjmować płynów w trakcie biegu. 3,5 km…
- jeszcze tak daleko… Dogoniły mnie baloniki na 1:55. Postanowiłam biec chwilę
z nimi i rzeczywiście trochę mi to pomogło – odciągało mnie od myśli o trasie.
Przebiegłam z nimi może z pół kilometra i się poddałam. Musiałam przystanąć. Musiałam
się napić. Matko, jeszcze tak daleko…
Im bliżej byłam mety, tym częściej
przystawałam. Moja psychika siadła kompletnie. Niektórzy przystawali, pytali
czy wszystko w porządku, jeden pan podał mi izotonik. Biegnij, jeszcze trochę,
zaraz będzie koniec. Jest – meta! Boże, dzięki Ci! Najgorsze 4 km w moim życiu.
Nie wiedziałam, że w takim stanie uda mi
się odzyskać taki czas. Nie wiedziałam, czy w ogóle będę w stanie zejść poniżej 2 godzin. To jest dla mnie zagadka, która póki co jest
niewyjaśniona... Jakby ktoś mi powiedział, że na Słowaku zrobię życiówkę, popukałabym się w czoło. Dla porównania - w tym roku uzyskałam czas prawie o 15 minut(!) lepszy niż w zeszłym, zaś swoją życiówkę poprawiłam o 2 minuty.
W strefie zawodnika panowała swobodna i swojska atmosfera. Razem z mężem porozmawialiśmy z innymi biegaczami, podzieliliśmy się wrażeniami z biegu i wymieniliśmy doświadczeniami. W takich sytuacjach bardzo widoczne jest to, jak wspólne przeżycia i zainteresowania łączą ludzi.
Czy wrócę na Słowaka? Pewnie tak. Zapewne niedługo wyparują ze mnie wspomnienia związane z gorącem na trasie i walką po 17. kilometrze, a pozostaną tylko te związane ze wspaniałą atmosferą, dla której naprawdę warto tu wracać. I dodatkowo uzyskać ładną opaleniznę ;)
Dla porównania - relacja z zeszłego roku: VIII Półmaraton Słowaka
Wielkie gratulacje dla wszystkich tam obecnych biegaczy ! brawo :))
OdpowiedzUsuńAle czas miałaś,extra!
Ale,ze tak się męczyłaś....aż mnie bolało jak czytałam :))
Zbiorowy masochizm, mówisz? ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję życiówki w takich warunkach! Podziwiam ludzi, którzy w upale są w stanie się wspiąć na wyżyny swoich obecnych możliwości. Ciekawe, jaki wynik zrobisz we Wrocławiu, w - miejmy nadzieję - ludzkich warunkach ;)...
Pozdrawiam regeneracyjnie!
Gratuluję! Zrobiło mi się gorąco od samego czytania :D Podziwiam absolutnie każdego kto jest w stanie przebiec nawet 5 km w takiej temperaturze.
OdpowiedzUsuńJa walczyłam ze słońcem nad Rusałką :P wyposażenie jak na wojnę, a i tak mnie ścięło chwilę przed 14 km i dupa. A miało być 18-22 km.
Hehehe ja uważam, że ten 17-sty kilometr był chyba źle zmierzony, bo się ciągnął i ciągnął i ciągnął i ciągnął... :)))
OdpowiedzUsuńGratuluję :). Podziwiam Twój wyczyn w walce z upałem :)
OdpowiedzUsuńWspaniały bieg, będę go długo wspominał.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś. Też mialem źyciówke w tym roku 1:54:14 i też psycha mi siadła na 17 km. Masakra - to odtwarzanie trasy we łbie ;-) ato była walka z samym sobą, którą wygraliśmy! ! Gratuluję serdecznie i pozdrawiam ;-) Krystian D.
OdpowiedzUsuńWielkie graty :) Podziwiam - ja także w upały dyszę jak parowóz :) Jeszcze raz wielkie graty :)
OdpowiedzUsuńSłowak jest ok, w tym roku też tam byłem ( robię koronę) mój czas to 1:42 45'', słońce było, ale wielkim plusem tego biegu to kibice oraz totalnie płaska trasa :) no i oczywiście regionalne piwko na mecie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Ełku
Gratuluję życiówki.
OdpowiedzUsuń