Książka – klasyk. Ze świecą
szukać biegacza, który jej nie przeczytał lub przynajmniej o niej nie
słyszał. W internecie jest pełno pozytywnych komentarzy od czytelników, których
zauroczyła ta książka. I raczej narażę się tutaj sympatykom tej powieści, bo
moja odczucie są zupełnie inne. Cytując - „jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?”
Jednakże, żeby nie było tak
gorzko, to zacznę od pozytywów. Jest to kolejna pozycja biegowa, w których
opisywany jest świat ultramaratończyków. Na główny plan wysuwa się tytułowe
plemię Tarahumara, którego członkowie, pozbawieni sprzętu
biegowego, należą do najlepszych biegaczy na świecie, których nie dotykają
kontuzje. Pytanie – jak to możliwe? Odpowiedzią jest bieganie naturalne, które
jest głównym terminem tej powieści. Okazuje się, że najwyższej klasy buty
sportowe wcale nie przyczyniają się do ochrony przed kontuzjami, ale,
paradoksalnie, są jej przyczyną. W trakcie czytanie nieraz zadawałam sobie
pytanie „Ale jak to?” – bo w powieści większość zasad biegania zostaje
zamieniona w pył. Ponadto rozdział, w którym antropolodzy próbują dowieść, że człowiek ewoluował, by zacząć biegać, naprawdę może zaskoczyć. A to tylko niektóre kwestie, które dadzą czytelnikowi do myślenia.
Mówiąc o wadach tej książki
mogłabym chyba wymienić jedną, najważniejszą: styl, w jakim została napisana. Powieść posiada
cechy powieści szkatułkowej – w trakcie opisywania głównego wątku książki autor
nagle zbacza z tematu i snuje inną opowieść, w którą wpleciona jest jeszcze inna historia. Taka konstrukcja wybijała mnie często z rytmu i sprawiała, że
nieraz miałam ochotę rzucić książką o ścianę. I mimo że w powieści poruszane są naprawdę interesujące fakty, to ten jeden czynnik sprawił, że czytało mi się ją naprawdę źle.
Podsumowując - nie rozumiem fenomenu
tej książki. Podchodziłam do niej dwukrotnie – dopiero za drugim razem udało mi się
dobrnąć do ostatniej kartki. Słowa „wymęczyłam ją” chyba najtrafniej opisują to,
co czułam podczas jej czytania. Książka jednak zachęciła mnie, by pewnego dnia poczuć na
sobie uczucie biegania boso. Może kiedyś uda mi się to zrealizować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz