poniedziałek, 21 listopada 2016
poniedziałek, 10 października 2016
Maraton, którego nie było...
Powoli wracałam do dobrej formy.
Tydzień wcześniej udało mi się po raz 2. złamać 50 minut na 10 km, choć ani
tego nie planowałam, ani nie trenowałam. Nogi były lekkie i przygotowane na
maraton. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi się nawet myśl, że może udałoby mi się poprawić
czas z zeszłego roku...
Było zajadanie makaronów. Było
wybieganie nowych butów, żebym później nie kwiczała podczas maratonu. Były
długie wybiegania – zaraz po przekroczeniu mety półmaratonu w Swarzędzu i Jarocinie pobiegliśmy z A.
jeszcze kilka km, żeby „dobić nogi”.
I nagle wszystko trafił szlag. Bo
zachciało mi się zachorować. 3 dni przed maratonem…
piątek, 5 sierpnia 2016
Poznań Triathlon cz. 2. Relacja
Piątek
Dzień przed triathlonem co jakiś czas powtarzałam sobie w głowie listę rzeczy, które musiałam zabrać do strefy zmian. W duchu modliłam się też o bezwietrzną pogodę, inaczej wiatr zamieniłby zarówno odcinek pływacki jak i rowerowy w niezły armagedon. Razem z A. odebraliśmy pakiet startowy, odbyliśmy odprawę techniczną i zostawiliśmy rower w strefie zmian. To JUŻ!
Dzień przed triathlonem co jakiś czas powtarzałam sobie w głowie listę rzeczy, które musiałam zabrać do strefy zmian. W duchu modliłam się też o bezwietrzną pogodę, inaczej wiatr zamieniłby zarówno odcinek pływacki jak i rowerowy w niezły armagedon. Razem z A. odebraliśmy pakiet startowy, odbyliśmy odprawę techniczną i zostawiliśmy rower w strefie zmian. To JUŻ!
niedziela, 31 lipca 2016
Poznań Triathlon cz.1. Cała prawda o moim triathlonie...
Decyzja
zapadła 31 grudnia. Weszłam na stronę Enea Challenge, zapisałam się na
triathlon i od razu zapłaciłam, żeby nie było odwrotu. To miała być pierwsza poważna decyzja na nowy 2016 rok. Decyzja kompletnie z czapy. Nie miałam nic, co byłoby przeznaczone do
triathlonu. Ani pianki, ani nawet roweru. Ani bliskiej osoby, która zrobiła to przede mną i przetarła mi szlaki.
Treningi
Od
stycznia rozpoczęłam intensywne treningi, które trwały ponad pól roku. Około 10 treningów tygodniowo, nieraz 2 treningi
dziennie. Pływanie, spinning, bieganie, siłownia…. Tylko ja wiem, jak często
słowa „Dam radę!” mieszały się ze zrezygnowanym „Nokurwajapierdolę”….
Nauczyłam
się pływać 4 lata temu. Wcześniej wpadałam w panikę, gdy woda sięgała mi do kolan.
Co tu dużo ukrywać – pływałam beznadziejnie. Dlatego pływania bałam się najbardziej,
to była zdecydowanie moja najsłabsza
strona. Gdy po przepłynięciu kraulem 25 m prawie umarłam, byłam
przerażona. „Triathlon?! Chyba upadłam na głowę” – myślałam za każdym razem,
gdy ze łzami w oczach wychodziłam z basenu. Stopniowo wyrabiałam sobie
wydolność pływacką, jednak nadal czułam, że coś jest nie tak i w końcu doszłam
do punktu, w którym stwierdziłam, że sama sobie dalej nie poradzę. I tak trafiłam na Kuźnię Triathlonu, z którą
zostałam już do końca. Dzięki trenerom mój kraul w końcu zaczął przypominać kraula.... Moment, w którym odkryłam, że branie oddechu co drugi ruch znacznie ułatwia pływanie, sprawił, że
świat stał się nagle piękniejszy … W końcu przepłynięcie 2 km w ciągu godziny
nie stanowiło już problemu. Przeżyłam też pierwszy trening open water. Nie wierzyłam, ze kiedyś naprawdę polubię pływanie.
wtorek, 28 czerwca 2016
Maraton Gór Stołowych - walka do samego końca!
- AAAAUUUAAA! – wydarłam się.
- Dobra, koniec. Rezygnujemy z biegu
– stwierdził A., pochylając się nade mną.
Minęliśmy dopiero 13. km, a ja
leżałam w poprzek ścieżki i próbowałam powstrzymać napływające do oczu łzy. A
wszystko przez to, że chciałam okiełznać te cholerne zbiegi i przekonać samą
siebie, że nie są one takie straszne. I bardzo szybko przekonałam się, że moje
lęki były jak najbardziej uzasadnione. Zaliczyłam bardzo piękną wywrotkę i
prawdopodobnie leżałam teraz ze skręconą kostką.
Pochylił się nade mną jeden z biegaczy, który sam miał zakrwawione jedno kolano i
z jak największą delikatnością próbował poruszać moją stopą. Mijali nas
inni uczestnicy biegu, pytając się, czy wszystko w porządku.
- Rezygnujemy? – spytał
ponownie A. pomagając mi wstać. – Moglibyśmy się jeszcze cofnąć do Pasterki.
- Nie. Biegniemy dalej. –
powiedziałam trzęsącym się głosem. Poddać się?? Na samym początku??
Nie doprowadzałam do siebie myśli, że wszystko ma się po prostu tak
prozaicznie skończyć.
Próbowałam zrobić kilka kroków, po czym przeszłam delikatnie do biegu. Stopa zwisała mi bezwładnie, jak drzwi wyrwane z zawiasów. Próbowałam opierać ciężar ciała na palcach. Powoli ruszyliśmy do przodu.
Na 20-stym km przewróciłam się ponownie i zdarłam sobie kolano.
środa, 22 czerwca 2016
Bieg ultra za 3 dni, triathlon za miesiąc - zaczyna się gównoburza...
Bieg ultra
50 km biegu po
górach. Brzmi jak żart, albo sen. Sen, który za kilka dni ma się spełnić. To będzie bardzo długi bieg... Dłuższy niż maraton, o wiele cięższy, z 9-cio godzinnym limitem czasu i z grzejącym słońcem nad głową.
Czy czuję
się gotowa? Co mnie czeka? Ile razy będę kląć na trasie? Czy będę mięć traumę i nigdy więcej nie wrócę w ukochane góry? Czy dam radę?
Cholera jasna - nie wiem. Ta niewiedza powoduje strach, ale jednocześnie sprawia, że bieg jest podróżą w nieznane. A podróże "dokądś" wzbudzają ciekawość i ekscytację. I z chęcią Wam o tym wszystkim opowiem. O ile to przeżyję...
Triathlon
Zawsze przerażało mnie pływanie. No bo jak to - przepłynąć 1500 m w godzinę?! Niemożliwe. Teraz, kiedy mój kraul stał się bardziej kraulem i kiedy w ciągu godziny przepływam 2 km, pływanie już tak nie przeraża. Za to rower! O tak, to jest koszmar, który śni mi się po nocach. Że moje mięśnie tego nie zniosą. Że się nie zmieszczę w limicie czasu. Że się poddam i polegnę na "zwykłym" rowerze.
Zaczyna się ostateczne odliczanie. Coś, co jeszcze pół roku temu wydawało się odległym terminem, teraz jest niebezpiecznie blisko...
Proszę o zaciśnięcie kciuków. Trzy, dwa, jeden...
Proszę o zaciśnięcie kciuków. Trzy, dwa, jeden...
wtorek, 12 kwietnia 2016
Podsumowanie marca i treningi w kwietniu
Czasu nie da się zatrzymać. Płynie jak szalony - w przeciwieństwie do mnie ;) (mistrzem szybkości na basenie to niestety nie jestem). Zmniejszająca
się liczba dni, które dzielą mnie od Maratonu Gór Stołowych i triathlonu
zaczyna mnie powoli przerażać. W głowie pojawiają mi się różne myśli. Te
dołujące dominują wtedy, kiedy wychodzę z basenu i jestem totalnie załamana swoim
kraulem. Bo muszę Was uświadomić, że moje ciało jakimś dziwnym trafem opracowało
swój indywidualny styl pływacki ;) Pojawia się też zmęczenie, które jest nieuchronne przy intensywnych treningach. Pozytywne myśli zaś
kiełkują w momentach, kiedy wyobrażam sobie przekraczanie linii mety, wspaniałe widoki podczas Maratonu Gór Stołowych lub po prostu przypominam sobie, że przecież to wszystko miało być robione dla zabawy. A że ta
zabawa wymaga trochę poświęcenia? Cóż... No pain no gain :)
Moje treningi w marcu wyglądały
następująco:
MARZEC
|
130 przebiegniętych
km
11 x basen
3 x spinning
5 x tabata
4 x trening wzmacniający
|
Na basenie przepłynęłam
nieco ponad 11 km. Przyznaję się, że z braku czasu kiepsko wyglądał u mnie spinning. Biję się w piersi i obiecuję poprawę.
W marcu również udało się zrobić 25-kilometrowy trening typowo crossowy z licznymi podbiegami (w ramach przygotowań do Maratonu Gór Stołowych).
W
kwietniu grafik będzie wyglądał trochę inaczej. Zamierzam zwiększyć trochę
częstotliwość i intensywność treningów. Rozpoczęłam też treningi z Kuźnią
Triathlonu, żeby podreperować mojego pseudokraula.
Pierwszy tydzień kwietnia wyglądał tak:
Dalsze plany na kwiecień? Obowiązkowo zrobić:
EKG i echo serca,
badanie krwi,
kontrolną analizę składu ciała (którą robię co miesiąc).
Zostało coraz mniej czasu, trenować trzeba dalej. Tylko spokój może mnie uratować ;)
wtorek, 16 lutego 2016
Moja tygodniowa rozpiska treningowa - przygotowania do triathlonu
Chyba nie odkryję
Ameryki mówiąc, że trenując do triathlonu trzeba być dobrze zorganizowanym. A
przynajmniej starać się być. Dlatego wszelkie tabelki i rozpiski stały się
naszą nową weekendową tradycją. Bo trzeba jakoś ogarnąć te wszystkie treningi i
próbować je wcisnąć pomiędzy pracą, moimi zjazdami na studia, które mam co
weekend (tak, w KAŻDY weekend), oraz znalezieniem po prostu czasu dla siebie
nawzajem. Nie jest to łatwe, ale, jak się przekonaliśmy sami na sobie –
do zrealizowania. Na szczęście często trenujemy wspólnie, wiec, jakby nie patrzeć,
spędzamy czas razem. Tylko troszeczkę inaczej niż inne małżeństwa :D
Grafik z zeszłego tygodnia:
PON.
|
WT.
|
ŚR.
|
CZW.
|
PT.
|
SOB.
|
NIE.
|
WOLNE
|
BASEN
|
BIEGANIE
|
TRENING SIŁOWY
|
BASEN
|
BIEGANIE
|
BIEGANIE
BASEN
|
środa, 6 stycznia 2016
Spełniam marzenie - triathlon 2016!
Co roku pod koniec grudnia spisujemy z A. postanowienia na kolejny rok (oczywiście za każdym razem inne ;) ). Na tej liście znalazł się szczególny dla mnie punkt - ukończyć triathlon!
Triathlon chodził mi po głowie
od dawna. Marzył mi się jeszcze 2 lata temu i jego ukończenie pociągało mnie
jeszcze bardziej niż przebiegnięcie maratonu. Nie wiem co mnie do niego
ciągnie. Może chęć zobaczenia granic swojego organizmu i tego, ile jeszcze mogę. I może jeszcze zbadania, ile % masochisty we mnie tkwi :P
Subskrybuj:
Posty (Atom)