Powoli wracałam do dobrej formy.
Tydzień wcześniej udało mi się po raz 2. złamać 50 minut na 10 km, choć ani
tego nie planowałam, ani nie trenowałam. Nogi były lekkie i przygotowane na
maraton. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi się nawet myśl, że może udałoby mi się poprawić
czas z zeszłego roku...
Było zajadanie makaronów. Było
wybieganie nowych butów, żebym później nie kwiczała podczas maratonu. Były
długie wybiegania – zaraz po przekroczeniu mety półmaratonu w Swarzędzu i Jarocinie pobiegliśmy z A.
jeszcze kilka km, żeby „dobić nogi”.
I nagle wszystko trafił szlag. Bo
zachciało mi się zachorować. 3 dni przed maratonem…
Do ostatniego dna wierzyłam, że
jeszcze pobiegnę. No bo w sumie nic mi nie było – kaszel jak wybuch bomby,
smarki na pół metra, „jakaśtam” gorączka – da się przeżyć przecież, nie ma co
się nas sobą rozczulać. Dałabym radę.
Cały sobotni wieczór
przeryczałam. Byłam wściekłą na siebie. Po cholerę były te wszystkie
przygotowania? To był jakiś żart.
Poznań żyje maratonem, kto tutaj kiedykolwiek biegł ten wie o czym mówię. Mnóstwo ludzi na ulicach, okrzyki, muzyka… To
wielkie biegowe święto, które mnie w tym roku ominęło. Pozostało mi jedynie
trzymać kciuki w za A., który miał biec sam.
To był mój pierwszy raz kiedy
zrezygnowałam z biegu z powodu choroby. Zewsząd słyszałam: przecież to tylko
bieg, będzie następny. Ale jak bardzo
cała sytuacja mnie wkurzyła i
sfrustrowała – zrozumie tylko inny biegacz.
Pozostaje czekać na kolejny maraton (już za miesiąc!), który jest jednym z najważniejszych - Athens Marathon! Mam nadzieję, że już w dobrej formie...
Ojej :( To bardzo nieprzyjemna sytuacja i miałam podobnie, ale nie z maratonem a z moim pierwszym w życiu biegiem. Nie dość, że zapłaciłam, to strasznie się nastawiłam i bam, skręciłam kostkę. Strasznie to przeżywałam i doskonale wiem, co czujesz.
OdpowiedzUsuńrozumię twoj ból, mi przyszło zrezygnować z powodu operacji kolana mając opłacony wyjazd, pojechalaliśmy do Frankfurtu i oglądałam jako kibic
OdpowiedzUsuńłzy w oczach
wczoraj wróciliśmy z biegów w Austrii , gdzie koleżanki nie dopuszczono z wózkiem, a że ekipa ,łącznie z kierowcą autobusu biegała, albo nordic-chodziła
Renata nie mogła biec....
łzy ...
z powodu braku garderii dla dzieci mój mąż zrezygnował z maratonu, ktoś musiał zostać...dla mnie był to powrót po operacji ,kolejnej...
Szyszka, to życie ....sport ...uczy i pokory i podnoszenia się po porażce
kciuki za kolejny
jeszcze nie jeden kilometr przed tobą :)
OdpowiedzUsuńŻyczę jeszcze miliona kilometrów!
OdpowiedzUsuńDołączam się do życzeń ;D
OdpowiedzUsuńJa również tego życzę ;)
OdpowiedzUsuń