Kiedy? 7 grudnia 2014
Dystans: 21, 097 km
Dystans: 21, 097 km
Osiągnięty czas: 1 godz 56min 50 s
Widzieliście kiedyś Świętego Mikołaja? Na pewno. A kilku w jednym miejscu? Kilkaset?? Albo, dajmy na to, np. 3,5 tysiąca? Jeśli nie - proponuję w grudniu odwiedzić Toruń, który na jeden dzień staje się prawdziwą biegową Laponią.
Atmosferę biegu czuło się już w przeddzień startu – na
starówce można było spotkać wiele osób w mikołajowych czapkach, które pochodziły z pakietu
startowego. Sama również się w takową odstroiłam. Atrakcją dla biegaczy (oraz ich rodzin) było
także darmowe zwiedzanie okolic starówki z przewodnikiem. Pomysł jak najbardziej trafiony - byłam w Toruniu pierwszy raz, i,
szczerze mówiąc, niewiele o nim wiedziałam ponad to, że można tam zjeść dobre
pierniki :P
Dzień biegu okazał się prawdziwym świąteczno-biegowym wydarzeniem. Widok kilkuset Mikołajów zgromadzonych na Rynku Staromiejskim naprawdę robił wrażenie.
Równo o godzinie 11, przy dźwiękach świątecznych przebojów i wśród
wirującego kolorowego konfetti - wyruszyliśmy! Moje bieganie nie trwało jednak długo - nie pokonałam jeszcze nawet 100 m,
kiedy musiałam się zatrzymać. Powodem
była agrafka, która już zdążyła mi się odczepić od numeru startowego. Sytuacja
powtórzyła się się jeszcze 3 razy, kiedy to ją ostatecznie zgubiłam. Słowo
daję, jeszcze nie spotkałam na swojej drodze takich wrednych agrafek.
Biegliśmy w jednej wielkiej kolumnie, nie było możliwości
wyprzedzić kogokolwiek. Pierwsze 3 km
biegły przez stare miasto, następnie trasa kierowała się na obrzeża Torunia, by
ostatecznie skręcić w okoliczne lasy. Tutaj zrobiło się ciekawie – ścieżka była
bardzo wąska (obok siebie mieściły się maksymalnie 3 osoby), przyspieszyć było ciężko,
a wyprzedzenie kogokolwiek to była prawdziwa sztuka.
Wbrew pozorom bieganie w takiej sytuacji sprawiło mi
straszną frajdę. Byłam bardzo skupiona na biegu, włączyłam u siebie schemat „wyprzedzić
– znaleźć miejsce – zwolnić – znów wyprzedzić”, dzięki czemu pierwszy raz
biegłam półmaraton systemem wahadłowym. Efekt był taki, że biegło mi się
naprawdę super, kilometry mi śmigały, a ja nie czułam prawie w ogóle zmęczenia.
Bieganie w takim terenie również przypadło mi do gustu, miałam wrażenie jakbym brała
udział w biegu przełajowym.
Podczas gdy przeważnie
gdzieś w okolicach 17-18 km mam już lekki kryzys i wypatruję już mety, to tutaj spotkała mnie niespodzianka – poczułam przypływ jakiejś nowej
energii niewiadomego pochodzenia. Mknęłam. Śmigałam. Frunęłam. Po 18 km miałam najszybsze
tempo od początku biegu. A przynajmniej
tak czułam, bo… rozładował mi się telefon! Tuż przed 20-stym (!) kilometrem…
Myślałam, ze się rozpłaczę. Po raz kolejny okazało się, że życiówka zapisana na
Endomondo nie jest mi chyba pisana… Wkurzyłam się, pomruczałam pod nosem kilka przekleństw i pobiegłam jeszcze szybciej.
Na metę wbiegłam z powerem. O dziwo, mimo wielu "wąskich gardeł" na trasie - pobiłam życiówkę! Czas z Szamotuł został poprawiony o prawie minutę :) Na mecie otrzymałam, charakterystyczny dla tego biegu, medal w kształcie dzwonka.
Uwielbiam dystans półmaratonu - jest zdecydowanie moim ulubionym. Półmaraton Świętych Mikołajów był szóstym, ostatnim przebiegniętym przeze mnie w tym roku. Ulubiony dystans. Zrobiona życiówka. Można było wymarzyć sobie lepsze zakończenie sezonu? :)
Gratuluję!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę koszulki z długim rękawem w pakiecie - takie zdecydowanie by się przydały ;)
Może za rok pobiegnę (pierniki kuszą ^^)
Piernikami objadłam się okropnie :P Długi rękaw był także na półmaratonie w Gnieźnie, wtedy jednak było za ciepło, żeby ją założyć. Miałam ją na Dyszce Drzymały, możesz sobie podejrzeć w relacji jak koszulka wyglądała :)
UsuńA faktycznie. Tam też był długi rękaw :p Trochę nie pomyśleli żeby latem dać coś takiego.
Usuń