Kiedy zaczynałam biegać, byłam
pewna, że mój mężu szybko do mnie dołączy. Wiecie – myślałam że męska potrzeba rywalizacji nie pozwoli mu pozostawać biernym przy aktywnej żonie. Przebiegałam już swoje pierwsze "dyszki" na zawodach, a nawet miałam za sobą pierwszy półmaraton, jednak ciągle okazywało się, że A. kompletnie nie ruszają moje działania. Owszem, jeździł ze mną na biegi, kibicował na trasie, chwalił za każde postępy. Ale w swoim kierunku nie robił nic. Kiedyś tylko na
Dyszce Drzymały, obserwując otaczający tłum wypsnęło mu się: "Jest taka atmosfera,
że aż się chce zacząć biegać”.
A. ma siedzący tryb
pracy, jego codzienna aktywność ograniczała się jedynie na wychodzeniu z samochodu, pokonywaniu dystansu
między lodówką, a tapczanem, ewentualnie chodzeniem do sklepu po bułki. Zaczęłam się o niego martwić. Z racji swojego zawodu i skończonych studiów miałam przed oczami czarne wizje tego, co może grozić osobie, której aktywność jest ograniczona do minimum. Wyciągnęłam zatem najcięższe działo – zaczęłam
go straszyć. Działałam mu na wyobraźnię
grożącą mu miażdżycą, zawałem lub ewentualnie obrazem szczupłej i wysportowanej żony przy boku
grubego męża. Chciałam, żeby COŚ zaczął robić, ze względu na swoje zdrowie.
Nie wiem, co na niego podziałało najbardziej (dam głowę za to, że wizja nas
dwojga w wersji Flip i Flap), najważniejsze było jednak to, że wyszliśmy na
nasz pierwszy wspólny trening.
Nie było łatwo. A. był pewien, że te „zaledwie”
3 km pokona w podskokach, a okazało się, że omal nie wyzionął ducha. Zdał sobie
wtedy sprawę w jakim naprawdę stanie jest jego kondycja i zaczął regularnie biegać.
Machina ruszyła. Okazało się, że robił bardzo szybkie postępy i jego pierwszy
bieg na 10 km był szybszy od mojej życiówki
(nie odzywałam się później do niego przez cały dzień psiocząc na kobiecą
fizjologię). Gdy rozpisywałam w styczniu plan biegów na cały rok, A. zaznaczył, że
teraz każdy bieg biegniemy razem.
Z racji tego, że na zawodach nigdy nie biegniemy obok siebie, to jest coś niesamowitego w tym, że teraz bieg każde z nas może opowiedzieć ze swojej perspektywy. Do tej pory A. zawsze kibicował mi na trasie, często podawał izotonik.
Teraz po każdym biegu relacjonujemy sobie nawzajem trasę, rozmawiamy tym, na którym kilometrze było najciężej i jak wyglądała organizacja. Po przebiegniętym
biegu na takich rozmowach możemy spędzić cały wieczór (po Wings For Life
przejechaliśmy samochodem jeszcze raz trasę biegu, żeby sobie przypomnieć jak wyglądała).
Rozumie się samo przez się, że w sobotę nie wypijemy piwa, bo w niedzielę mamy
bieg. Nasze małżeństwo ogarnęła biegomania.
Odkryliśmy swoje mocne i słabe strony. A. jest
lepszy w biegach na 5 i 10 km, bo jest zdecydowanie szybszy de mnie. Ja natomiast
przoduję w półmaratonach, czyli w biegach gdzie liczy się wytrzymałość. Wtedy to ja
czekam na niego na mecie (chociaż podejrzewam, że niedługo role się odwrócą, bo A. depcze mi po piętach).
Wcześniej
rzadko biegaliśmy razem, głównie dlatego, że potrzebuję podczas biegania trochę chwili dla siebie. Sytuacja uległa nieco zmianie niedawno, kiedy to A. biega ze mną na
treningach Night Runners przygotowujących do maratonu.
Co zmieniło się podczas
tego roku, kiedy biegamy razem?
- rozmowa po biegu o tempie, wzniesieniach, nawodnieniu i GPSsie jest na porządku dziennym
- opłata za biegi jest najczęstszym dokonywanym przelewem w miesiącu (wszystko x2)
- w trakcie weekendu rozkładamy się z mapą i wyszukujemy nowe trasy biegowe (głównie w Wielkopolskim Parku Narodowym)
- koszulki biegowe wylewają się teraz z obu szaf, a nie tylko z jednej
- wspólny bieg w sobotę rano to doskonały sposób na rozpoczęcie weekendu
- bieganie podczas wakacji to dobry pomysł na trening w nowych warunkach
- podczas spotkań ze znajomymi jesteśmy raczej monotematyczni
- spędzamy ze sobą więcej czasu
- dzięki biegom dotarliśmy do miejsc, do których nigdy sami z siebie byśmy nie pojechali
- naszym wieczornym drinkiem jest wspólnie wypity izotonik po biegu
Nikt nie rozumie mojej radości z życiówki tak jak A.
A na koniec - po czym poznać, że znajdujesz się w mieszkaniu dwójki biegaczy? W korytarzu potykasz się o klika par adidasów, nad twoją głową wiszą medale, na ścianie zawieszone są zdjęcia z zawodów, na lodówce przyczepiona jest rozpiska biegów, a nad drzwiami wejściowymi przyklejona jest czasówka z ostatniego półmaratonu ;)
Haha jaki "szantaż" :D ale wyjdzie mu to na dobre. Fajnie że oboje biegacie i możecie się nawzajem motywować ;)
OdpowiedzUsuńwow, świetny wpis. a sposoby na motywacje wymiatają :D
OdpowiedzUsuńŚwietna motywacje. Napiszesz coś o butach do biegania?
OdpowiedzUsuńO czym dokładnie?
UsuńO damskich Pegasus :)
UsuńJa biegam, ale niestety brak takiej motywacji, aby biegać regularnie przez dłuższy czas :)
OdpowiedzUsuńSzukam motywacji, więc dziękuję za ten post :)
Pozdrawiam!
MÓJ BLOG
Podejmowanie wspólnej aktywności fizycznej w związku powoduje, że nasza relacja się pogłębia i co najważniejsze dzielimy ze sobą pasje:) najlepszy jest wspólny zjazd endorfiny- porównywalny do uczucia po udanym seksie.
OdpowiedzUsuńzapraszam na moją stronę www.annapro.pl