Dystans: 10 km
Osiągnięty czas: 50:34
Dla wielu Maniacka Dziesiątka jest biegiem inaugurującym nowy sezon biegowy. Zeszłoroczna edycja była to dla mnie również pierwszym od początku roku biegiem oficjalnym, który był niejako „rozgrzewką” przed poznańskim półmaratonem, odbywającym się miesiąc później. W tym roku granice pomiędzy jednym sezonem a drugim nieco się zatarły – najpierw był City Trail, później Bieg Walentynkowy, co sprawiło, że Maniacka straciła status biegu wprowadzającego.
Osiągnięty czas: 50:34
Dla wielu Maniacka Dziesiątka jest biegiem inaugurującym nowy sezon biegowy. Zeszłoroczna edycja była to dla mnie również pierwszym od początku roku biegiem oficjalnym, który był niejako „rozgrzewką” przed poznańskim półmaratonem, odbywającym się miesiąc później. W tym roku granice pomiędzy jednym sezonem a drugim nieco się zatarły – najpierw był City Trail, później Bieg Walentynkowy, co sprawiło, że Maniacka straciła status biegu wprowadzającego.
Ładna pogoda chyba nie jest Maniackiej pisana. W zeszłym
roku był pogodowy armagedon, w tym przywitał nas wiatr z mżawką. Jednak pogoda nie była w stanie popsuć mi humoru przed biegiem.
Biegło mi się po prostu super! Znalazłam odpowiednie dla siebie tempo, które nazwałabym nawet rekreacyjnym (a przynajmniej tak je odczuwałam). Biegłam sobie spokojnie, rozkoszowałam się biegiem. Nie przyspieszałam, ani nie zwalniałam, utrzymywałam stałe tempo, które bardzo mi odpowiadało. Przestałam nawet zwracać uwagę na mżący deszcz, który uparcie ciągle padał. Biegnąc takim tempem liczyłam gdzieś na czas 52-53 minuty na mecie.
Mój strój trochę przyciągał uwagę - dla obserwatorów biegu ponownie byłam "Panią Wiosną" i właśnie takie okrzyki słyszałam do siebie na trasie. Wyprzedzając parę biegaczy miałam zaszczyt usłyszeć nawet śpiewane w moim kierunku "Wiosna, cieplejszy wieje wiatr" ;).
Około 8 kilometra czułam, że chce mnie złapać kolka, starałam się jednak nie zwracać na nią uwagi. Do ostatniego odcinka biegu podchodziłam trochę jak pies do jeża, bo jakoś nie jestem fanką biegania nad poznańską Maltą - nudzi mnie strasznie. Biegłam jednak w grupce osób, więc udało mi się odwrócić uwagę od tej niezbyt lubianej trasy - w grupie siła. Na mecie szybko odnalazł mnie mąż, który ukończył bieg chwilę wcześniej. Jako posiłek potreningowy potraktowaliśmy ciastko z pakietu na mecie, które uwielbiam i na które czekałam już od piątku :D
Gdy w końcu przebrnęliśmy przez czekanie w deszczu w długiej kolejce do depozytu, mogłam w końcu dobrać się do swojej komórki i sprawdzić swój czas biegu. Nie wierzyłam własnym oczom! Poprawiłam swój czas z Biegu Kobiet o 9 sekund! Życiówka! :D Biorąc pod uwagę to, że biegło mi się super i nie odczuwałam jakiego zmęczenia, byłam pod wrażeniem swojej własnej formy - jakkolwiek nieskromnie to zabrzmi :P Maniacka pod względem samopoczucia w ogóle nie przypominała mi np. Dychy Drzymały, na której czułam, że biegnę trochę na granicy swojej wytrzymałości. Powoli chyba nadchodzi dzień kiedy będę mogła złamać te 50 minut. Kiedy to się stanie? I czy w ogóle???
P.S.1 Równowaga w przyrodzie musi być. Podczas dzisiejszego treningu myślałam, że umrę, a moje łydki zaraz wybuchną. Hmm...
P.S. 2 Spódniczka na bieg powstawała podczas drogi do pracy - jadąc rano tramwajem cięłam dopiero co zakupioną bibułę na paski. Musiałam groźnie wyglądać z tymi nożyczkami :D
Mój strój trochę przyciągał uwagę - dla obserwatorów biegu ponownie byłam "Panią Wiosną" i właśnie takie okrzyki słyszałam do siebie na trasie. Wyprzedzając parę biegaczy miałam zaszczyt usłyszeć nawet śpiewane w moim kierunku "Wiosna, cieplejszy wieje wiatr" ;).
Około 8 kilometra czułam, że chce mnie złapać kolka, starałam się jednak nie zwracać na nią uwagi. Do ostatniego odcinka biegu podchodziłam trochę jak pies do jeża, bo jakoś nie jestem fanką biegania nad poznańską Maltą - nudzi mnie strasznie. Biegłam jednak w grupce osób, więc udało mi się odwrócić uwagę od tej niezbyt lubianej trasy - w grupie siła. Na mecie szybko odnalazł mnie mąż, który ukończył bieg chwilę wcześniej. Jako posiłek potreningowy potraktowaliśmy ciastko z pakietu na mecie, które uwielbiam i na które czekałam już od piątku :D
P.S.1 Równowaga w przyrodzie musi być. Podczas dzisiejszego treningu myślałam, że umrę, a moje łydki zaraz wybuchną. Hmm...
P.S. 2 Spódniczka na bieg powstawała podczas drogi do pracy - jadąc rano tramwajem cięłam dopiero co zakupioną bibułę na paski. Musiałam groźnie wyglądać z tymi nożyczkami :D
Fajnie wyglądałas, a to było się trzeba jakoś przebrać?
OdpowiedzUsuńMożna było :)
UsuńJak patrzę na ten medal to aż mi strzela i żałuję że się nie zapisałam :D
OdpowiedzUsuńGratuluję i zazdroszczę, że takie tempo jest u Ciebie rekreacyjne :D na pewno wkrótce złamiesz 50 min. - trzymam kciuki :) PS Biegać nad Maltą również nie lubię :)
OdpowiedzUsuńKochana do złamania 50 minut tylko jeden mały krok! :))) Gratuluję świetnego biegu! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze się okaże jaki ten krok jest mały ;)
UsuńPiękna pani wiosna z ciebie :))
OdpowiedzUsuńgratuluję wyniku :)
:)
OdpowiedzUsuń