Są takie biegi, do których
chętnie się wraca i na które czeka się cały rok. Jednym z takich biegów jest właśnie
Dycha Drzymały. Wspaniała atmosfera, niska opłata startowa (10 zł!), muzyka i
mnóstwo kibiców na trasie, a wreszcie piękne medale zachęcają, by choć raz odwiedzić
Rakoniewice. O tym, jak wielką sławą ciszy się ten bieg w Wielkopolsce, świadczy chociażby fakt, że ponad 1000 numerów startowych zostało wyprzedanych w ciągu zaledwie kilkunastu godzin od rozpoczęcia zapisów!
Na starcie stanęłam razem z
mężem. Wspominaliśmy, jak rok temu, obserwując atmosferę panującą w
Rakoniewicach, powiedział, że widząc to wszystko, aż się chce zacząć biegać. Słowo się rzekło i tak
oto rok później czekaliśmy na start razem.
To był chyba pierwszy bieg, w
którym jeszcze przed startem byłam nastawiona na bicie swojej życiówki (54:17) - w planach była poprawa o kilkadziesiąt sekund. Do bicia swojego rekordu zachęcała także obecność męża, który robi
w bieganiu nadzwyczaj szybkie postępy i już podczas pierwszego treningu na 10
km miał czas lepszy od mojej życiówki. Chciałam mu pokazać, że wcale nie będzie łatwo
mnie prześcignąć ;) Jak się później okazało na trasie – obecność jednej osoby miała
ogromny wpływ na motywację drugiej.
Każde z nas biegnie trochę
inaczej – A. biegnie zawsze na początku szybciej ode mnie, zaś ja przyspieszam
na końcowych kilometrach, kiedy on zwalnia (odruchowo stosuję metodę negative
split). Po przebiegnięciu linii startu bardzo szybko mnie wyprzedził,
pozostając jednak ciągle w moim polu widzenia. Jako, że byłam nastawiona na bicie życiówki,
wystartowałam dość szybko i starałam się wymijać ludzi. Już przed 3 km wyprzedziłam A. co
wprawiło go w niemałe zdumienie. Na chwilę mnie dogonił, jednak nie na długo - za chwilę był już za mną. I praktycznie do końca biegliśmy już w takim
schemacie. (Później A. zdradził, że czekał na moment kiedy w końcu zwolnię. Nie doczekał się - jeszcze przyspieszyłam...)
Pod koniec pierwszego okrążenia
spojrzałam na zegar, który wskazywał nieco ponad 27 minut. Po szybkich obliczeniach doszłam do wniosku, że raczej nie uda mi się pobić mojej życiówki. Postanowiłam jednak
walczyć dalej. Wiedziałam, że A. biegnie prawie tuż za mną,
czułam wręcz jak mi depcze po piętach… Starałam
się utrzymywać tempo biegu, nieznacznie tylko przyspieszając.
Jakieś 100 metrów przed metą
zwolniłam nieco, obejrzałam się za siebie i machnęłam do A., żeby trochę
przyspieszył. Chciałam, żebyśmy metę przekroczyli razem. I tak się stało –
wbiegliśmy razem trzymając się za ręce. Do dzisiaj A. ciągle mi wypomina, że na niego poczekałam, zamiast walczyć o lepszy czas...
źródło |
„Widziałeś jaki mamy czas,
widziałeś?!” – powtarzałam do niego po przekroczeniu mety, gdy zegar na finiszu wskazywał ponad 51 minut! Nie mogłam w to
uwierzyć! Miałam wrażenie, ze to się nie dzieje naprawdę, to było niemożliwe! Okazało
się, ze mój czas netto wynosił 50:49! Moja radość była nie do opisania! Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę mieć z przodu pełną "50"! Dla porównania - w zeszłym roku podczas Dychy Drzymały mój czas wynosił 57:18.
Niesamowite jest to, że pomimo tego, że biegliśmy z A. osobno (mając siebie nawzajem ciągle w polu widzenia), to wzajemna obecność dawała nam ogromnego kopa motywacyjnego - jedno było zającem dla drugiego, a nasz bieg przypominał trochę zabawę w berka. Muszę przyznać, że czasem warto porywalizować trochę ze swoją drugą połówką ;)
milusińska niespodzianka była prezentem dla każdej uczestniczki biegu |
Niesamowite jest to, że pomimo tego, że biegliśmy z A. osobno (mając siebie nawzajem ciągle w polu widzenia), to wzajemna obecność dawała nam ogromnego kopa motywacyjnego - jedno było zającem dla drugiego, a nasz bieg przypominał trochę zabawę w berka. Muszę przyznać, że czasem warto porywalizować trochę ze swoją drugą połówką ;)
wielkie gratulacje dla Was oboje !!!
OdpowiedzUsuńTy nie biegasz Szyszeczko,Ty zapierdzielasz !
haha ;) mam nadzieję, że to nie był jednorazowy "wybryk" ;)
UsuńO ja Cię! Ale pocisnęłaś!!!! Super!!!!! :)
OdpowiedzUsuńniemożliwe stało się możliwe ;)
UsuńSuper! Wielkie gratulacje! Szyszka...napisałaś na FB, że run-log cię zawiódł. Ale jak? Bo ja z nim biegam bardzo często i mi nie nawala (chyba).
OdpowiedzUsuńMi też nie nawalał na treningach. Ale jak już nawalił, to poszedł po bandzie :P Po przebiegnięciu Dychy Drzymały wskazywał mi, że przebiegłam 9,6 km. To było dla mnie dziwne, bo zawsze jest tak, że na zawodach przebiegnięty dystans jest większy od rzeczywistego (bo np. mija się ludzi i "nabija" kolejne metry). W domu sprawdziłam na stronie w czym rzecz. Dycha Drzymały składała się z 2 pętli. Na mapie druga pętla była zapisana w porządku, ale pierwsza.... Nie wiem jak to się stało, ale między 3 a 4 km musiał mi paść na moment GPS, a run-log później sam połączył te kilometry. W efekcie na mapie wyglądało to tak, jakbym skróciła sobie trasę i biegła po polu - stąd końcowe skrócenie dystansu. Wszystkie międzyczasy w trakcie biegu były o kant d... Co mi po takiej aplikacji, która nie podaje mi rzeczywistego dystansu i tempa biegu... Dlatego wróciłam póki co do Endomondo
OdpowiedzUsuńgratuluje kochana! super wynik. moja zyuciowka to 48.17 ale ja nie biegam z zamilowania. biegam bo musze... wkrecilam sie w triathlon a tam na koncu zawsze trzeba sie doczlapac do mety ;) super usmiech, ktory zaraza. masz energie dziewczyno. u mnie też nowości: zostałam ambasadorem vichy idealia ! ale jaja - wpadnij!
OdpowiedzUsuńWspaniale, gratuluję! A miś przesłodki!!!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń