Kiedy? 14 września 2014
Długość trasy: 21,097 km
Osiągnięty czas: 2 godz 05 min 33 s
Zdecydowane „nigdy więcej” prawie wcale nie pojawia się na moich ustach po zakończonym biegu. Rzadko również zdarza się, żeby bieg mi się po prostu
nie podobał. Niestety, Bieg Lechitów taki był i nie będzie należał do tych,
które będę najmilej wspominać. I raczej nie miał na to wpływu fakt, ze jest to kolejny półmaraton w odstępstwie tygodnia.
Trasa była baaardzo nudna –
wiodła okolicznymi wioskami i polami. Widziałam przed biegiem trasę biegu, ale
nie zdawałam sobie sprawy, że będę ją
tak strasznie znosić. Czułam się zmęczona psychicznie tym biegiem – okropnie mi
się dłużył, miałam wrażenie, że kilometry mijają bardzo powoli. Słońce dawało
się dosyć mocno we znaki (podobnie jak w Pile było bardzo ciepło), a dodatkowo
bieg utrudniał spory wiatr, wiejący prosto w twarz. Trasa również nie należała do najłatwiejszych, charakteryzując się kilkoma podbiegami. Marzyłam o tym, żeby być
już na mecie.
Udział w tym biegu tylko
potwierdził to, jak ważna jest sama obecność kibiców na trasie. Nie muszą
klaskać, ani krzyczeć do biegaczy, wystarczy, że są. Biegnąc w niezbyt ciekawej
scenerii brakowało mi innych bodźców z zewnątrz. Taka trasa byłaby ewentualnie
dla mnie odpowiednia do biegu na 1o km, ale na 21 już raczej nie bardzo.
Podsumowując – wzięłam udział w
Biegu Lechitów, poczułam na sobie jak tam jest, przebiegłam. Byłam szczęśliwa, kiedy ukończyłam ten bieg i dumna z osiągniętego czasu, który był tylko o 11s dłuższy od czasu pilskiego półmaratonu, przebiegniętego tydzień wcześniej. Lecz, pomimo kilku
plusów tego biegu (m.in. domowej roboty izotonik na trasie – pycha!), był to
raczej mój pierwszy i ostatni w nim udział. Nie polubiliśmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz