Kiedy? 12
października 2013
Długość trasy: 5,3 km
Osiągnięty czas:
31:22
To miał być bieg na 10, 6 km i na
taki się nastawiałam. Rzeczywistość
okazała się inna i na własnej skórze odczułam, że czasami trzeba umieć
odpuścić.
Bieg miał miejsce nad poznańskim Jeziorem
Maltańskim. Do wyboru było albo jedno jego okrążenie (5,3 km) lub dwa
(10,6 km). Biegacze byli w o tyle
komfortowej sytuacji, że mogli dopiero w trakcie biegu zdecydować na jaki
dystans biegną.
Uczestnikiem honorowym
biegu był Robert Korzeniowski, z którym udało mi się nawet zrobić zdjęcie:
Jeszcze przed biegiem cierpiałam na
przeciążenia mięśniowe w okolicy bioder. Zrobiłam sobie nawet małą przerwę i
przed Biegiem Maltańskim biegałam tylko raz. Jednak już w trakcie rozgrzewki
przed startem okazało się, że to na nic się zdało i ból odezwał się po raz kolejny. W trakcie biegu odczuwałam boleśnie każdy
krok. Szybko zdałam sobie sprawę, że dystans 10,6 km tego dnia jest dla mnie
nieosiągalny. Dla własnego bezpieczeństwa i zdrowia musiałam odpuścić i zejść z
trasy po pierwszym okrążeniu. Nawet po osiągniętym czasie widać, że nie było
dobrze, bo nie jest on jakiś rewelacyjny…
To chyba był jeden z najgorszych
biegów – pod względem fizycznym i pogodowym. To, co pamiętam z trasy to
uporczywy ból oraz wiatr wiejący prosto w twarz, dający wrażenie biegania w
miejscu. Mimo, że był to dystans tylko 5,3 km, czas mi się niesamowicie dłużył
i miałam wrażenie, że biegnę już co najmniej godzinę…
Już
po przekroczeniu mety miałam mieszane uczucia i czułam pewien niedosyt. Z
jednej strony nastawiałam się na ten dłuższy dystans, z drugiej wiedziałam, że
zrezygnowałam z niego dla własnego dobra. Czasami trzeba pogodzić się z tym, że ciało
niekoniecznie jest gotowe na to, czego chce głowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz